„Nie pozwolę zginąć żadnemu z naszych dziec niezależnie od tego co nakazują władze."
~ Conrad
Holly po cichu udała się
na taras państwa Knight. Pani Alice powiedziała jej, że właśnie tam
znajdzie Gilberta. Musiała się z nim zobaczyć, wyrzuty sumienia nie
dawały jej spokoju. Z każdym razem przychodziła do swojego narzeczonego z
myślą, że opowie mu, co łączy ją i Olivera oraz że spotkała się z nim
ostatni raz, jednak nigdy nie miała odwagi tego zrobić. Zawsze kończyło
się to tak samo: przytulała się z Gilbertem przez cały wieczór, zwalając
winę na złe samopoczucie, a on obchodził się z nią jak z jajkiem. To
sprawiało, że Holly zapominała o swoich problemach, bo czuła się
kochana. Później wszystko wracało do normy, dopóki Oliver znowu do niej
nie przyszedł.
Gilbert właśnie malował
pergolę, która jeszcze parę minut temu była pokryta kwiatami. Dopiero po
ich zdjęciu można było dostrzec, że drewniana konstrukcja robi się
zielona i wymaga ponownego malowania. Chłopak poświęcił temu całą uwagę,
starając się nie ominąć nawet najmniejszego zagłębienia. Robiło się już
ciemno, więc zadanie to było wyjątkowo trudne.
– Hej – przywitała go Holly, siadając na stopniu schodków prowadzących na taras i prostując swoje długie nogi.
– Cześć, Holly, wybrałaś nie najlepszy moment na wizytę – oznajmił chłopak, uśmiechając się do niej przepraszająco.
Dziewczyna poczuła
ukłucie żalu w sercu. Gilbert był taki kochany, a ona wciąż pozwalała
poniewierać się innemu mężczyźnie, szukając kolejnych dowodów na to, aby
udowodnić sobie, że jest coś warta.
– Mogę przyjść później – zaproponowała.
– Daj spokój, z centrum
jest kawał drogi – odparł. – Idź do mojego pokoju, ja i tak zaraz
kończę, jest już naprawdę ciemno. Wybierz jakiś dobry film.
Holly uwielbiała to, że
Gilbert zawsze dbał o jej potrzeby. Wiedziała, że nie pozwoliłby jej
wracać teraz do domu, ale z grzeczności zaproponowała, że to zrobi.
– No dobra, ale pospiesz się, nie będę na ciebie czekać z filmem – zaśmiała się.
– Nie mógłbym tego przeboleć – zażartował.
Dziewczyna posłała mu
szeroki uśmiech i weszła do domu chłopaka, nie zdejmując swoich japonek.
Nie chcąc spotkać się z jego rodzicami, jak najszybciej przemknęła do
pokoju. Zanim jednak weszła do środka, jej uwagę przykuł głos Glorii.
Holly zajrzała do pomieszczenia przez uchylone drzwi. Dziewczyna
siedziała na łóżku razem z Liv, trzymając w ręce kubek z ciepłym,
parującym napojem.
Holly zawsze
zastanawiało, o czym mogą rozmawiać te dwie kujonki. Nie lubiła ich, a
zwłaszcza Olivii, która myślała, że nikt nie widzi, jak robi maślane
oczy do jej faceta. Głupia Hale wciąż miała nadzieję, że Gilbert zwróci
na nią uwagę. Głupota. Kto by chciał zawiesić oko na tym worku kości z
włosami jak u papugi?
Moss przylgnęła do
ściany, chcąc jak najlepiej usłyszeć ich rozmowę. Nie miała pojęcia, o
czym ona będzie, ale wiedziała, że na pewno będzie mogła ją jakoś
wykorzystać.
– Po tym, co przydarzyło
się ciotce Tracy, mama strasznie bała się zajścia w ciążę – opowiadała
Gloria, nerwowo stukając paznokciami w porcelanowy kubek. – Jakiś czas
po narodzinach Gilberta ciotka urodziła bliźniaczki, jedną z nich
zamordowano na jej oczach. Po tym wszystkim wpadła w depresję, a wujek
Carl rozwiódł się z nią i zabrał ze sobą Serenę.
– Musiało być naprawdę źle, skoro zdobył się na rozwód – wtrąciła Liv.
W tych czasach rozwody
były mało popularne ze względu na ich konsekwencje. Gdyby działały one
tak, jak kiedyś, dobieranie ludzi w pary nie miałoby żadnego sensu,
ponieważ każda para mogłaby się rozstać i odejść do drugiej osoby.
Teraz, gdy ktoś decydował się na tak radykalny krok, byli małżonkowie
musieli się poddać zabiegom pozbawienia płodności. Dodatkowo nie można
było wziąć ślubu po raz drugi.
– Ciotka całkowicie
przestała funkcjonować, to wydarzenie ją zmieniło, przynajmniej tak
mówiła nam mama. Bała się, że będzie musiała przechodzić przez to samo –
wyjaśniła dziewczyna – więc gdy zaszła w ciążę, wpadła w ogromną
panikę. Tata oczywiście się nie przejął, powiedział, że to mało
prawdopodobne, bo w całej rodzinie tylko ciotce Tracy urodziły się
bliźnięta, ale żeby ją uspokoić, powiedział, że sam będzie prowadził
wszystkie jej badania. Zakładał wtedy gabinet, cały sprzęt już znajdował
się w domu, ale jeszcze nie był rejestrowany.
– Twój tata ukrył bliźniaczą ciążę twojej mamy – wywnioskowała Liv. – Przecież tak nie można, mogli go za to skazać!
– Wiem! – przerwała jej
Gloria, gwałtownie wstając. – Poświęcili się dla mnie i dla mojej
siostry, gdyby nie oni, mogłoby cię nigdy nie być w moim domu!
– Przepraszam – odparła zawstydzona Liv, wściekła, że w porę nie ugryzła się w język.
– Tata podrzucał do szpitala, w którym pracował, fałszywe wyniki badań – kontynuowała dziewczyna, krążąc po pokoju.
Aby uniknąć wypełnienia
przepowiedni, wszystko było rejestrowane, nawet ciąże. Niewiele kobiet
ryzykowało naturalny poród, którego mogły nie przeżyć. Co więcej, gdyby
udało im się przeżyć, ich dzieci wcale nie czekałby lepszy los.
Noworodki z nierejestrowanych ciąży były zabijane.
– Kiedy przyszedł czas
porodu, mama urodziła w domu, a tata skłamał, że mama i tak urodziłaby w
drodze do szpitala, więc wolał oszczędzić jej dodatkowego stresu. –
Gloria poprawiła włosy tak, aby jak najbardziej zakrywały jej twarz, nie
chciała, żeby przyjaciółka zauważyła pojedyncze łzy, spływające po jej
policzkach. Wspomnienie siostry było naprawdę bolesne. – Po tym
wszystkim to mnie zabrano do wyroczni, nie ją...
Dziewczyna usiadła na
łóżku i zaczęła płakać, nie była w stanie dłużej powstrzymywać potoku
łez. Czara bólu i goryczy, która napełniała się w niej przez te
wszystkie lata, w końcu się przepełniła. Liv nic nie mówiła, bez słowa
przytuliła Glorię, wiedząc, że jakieś durne „wszystko będzie dobrze"
niczego nie załatwi.
– To mnie wybrali,
rozumiesz, to był zwykły przypadek – szlochała – to mnie dali normalne
życie. Chodziłam do szkoły, miałam przyjaciółki, mogłam bez przeszkód
bawić się na dworze. Loretta nigdy tego nie mogła, cały czas musiała
siedzieć w domu, rodzice praktycznie nie pozwalali jej wychodzić, za
bardzo się o nią bali. Uczyła się w domu, uczyła ją pani Blake.
– Pani Blake? – zdziwiła
się Olivia. Jej ulubiona nauczycielka miała coś wspólnego z tą
historią? Kto jeszcze był w to zamieszany i dlaczego ona nic o tym nie
wiedziała?
– Tak – dziewczyna
pokiwała głową – jej mąż pomagał naszemu ojcu w fałszowaniu dokumentów,
byli przyjaciółmi, pracowali razem. Lotta bardzo ją lubiła, ale zawsze
chciała iść do szkoły. Rodzice pozwalali jej na to tylko wtedy, kiedy
byłam chora.
– Jak to, kiedy byłaś chora? – zapytała dziewczyna.
– Zawsze, gdy wracałam
ze szkoły, opowiadałam siostrze o wszystkim, razem odrabiałyśmy lekcje,
Loretta wiedziała wszystko o mnie i o moich przyjaciółkach – opowiadała
Gloria, coraz głośniej podciągając nosem. – Kiedy chorowałam, mama
upodabniała ją do mnie, prostowała włosy, zakładała soczewki, ubierała w
moje ubrania.
Liv nie mogła uwierzyć w
to, co usłyszała. Siostra bliźniaczka Glorii musiała udawać ją, by
zaznać choć trochę normalnego życia. Dziewczyna nie wiedziała, co
myśleć. Nie potrafiłaby tak żyć, cały czas w zamknięciu, tylko z
rodziną, bez możliwości kontaktu z innymi ludźmi. Było to przerażające i
równocześnie nierealne, nie mogła uwierzyć, że coś takiego działo się
kilka domów dalej.
– Loretta zawsze mówiła,
że jej to nie przeszkadza, ale wiedziałam, że kłamała, zawsze
wiedziałam, kiedy to robiła, ale próbowałam jej wierzyć, żeby nie czuć
wyrzutów sumienia – kontynuowała opowieść. – Ja też oczywiście nie
mogłam do końca żyć jak inni. Mama zabraniała mi się bawić z dziećmi z
naszego osiedla, bała się, że zaproszę kogoś do domu, że zrobię jakieś
głupstwo. Zmieniło się to dopiero, jak wprowadził się tu Levi.
Liv doskonale pamiętała
ten dzień, to właśnie wtedy jej marzenie o kochającym mężu i rodzinie
runęło niczym domek z kart. Levi nawet jako ośmioletni chłopiec nie
robił na niej zbyt dobrego wrażenia. Zawsze był mrukliwy i wolał
zajmować się swoimi sprawami, niż bawić się z innymi. Otaczał się
jedynie wąskim gronem ludzi, którzy mieli przywilej z nim przebywać.
Olivia uznała go wtedy za buca, dopiero po latach widziała, że Levi taki
po prostu jest i jej opinia na jego temat była już trochę mniej
negatywna, chociaż wciąż nie darzyła go zbyt wielką sympatią.
Gdy Levi wprowadził się
na Renewal Street, była piękna pogoda. Liv pamiętała, że było
wystarczająco ciepło, aby można było rozstawić ich niewielki dmuchany
basen. Pamiętała, że wyszła wtedy przed dom, żeby coś narysować nową
kredą, którą rodzice mieli jej dać na urodziny, ale ona znalazła ją dwa
tygodnie wcześniej. Levi zrobił na niej dobre wrażenie wizualne, był
ładnym chłopcem z niebieskimi oczami, był bardzo podobny do matki, tak
samo, jak jego czternastoletnia siostra, z tą różnicą, że Lily
odziedziczyła po ojcu idealnie proste, krótkie blond włosy okalające
szczupłą twarz.
Tego dnia Liv poznała
też Glorię. Dziewczynka wyszła po list do skrzynki, przy okazji
przywitała się z nowymi sąsiadami. Pamiętała, że jej przyjaciółka miała
na sobie letnią zieloną sukienkę na ramiączkach. Nigdy więcej Liv nie
widziała jej w tym ubraniu.
Rysowali po chodnikach tak długo, aż po Glorię przyszedł jej starszy brat Gilbert. Był na nią zły, powiedział, że mama będzie wściekła .
Uspokoił się, dopiero gdy Gloria powiedział, że ich mama o wszystkim
wie. Levi od razu ją polubił, Liv pamiętała, że narysował razem z nią
kota, a ona dorysowała do niego mysz, którą miał gonić.
Po tym spotkaniu bawili
się coraz częściej, czasami dołączali do nich Gilbert albo Oliver.
Często bawili się w ogromnym domu Leviego; jego siostra zawsze
przynosiła im lemoniadę albo lody. Gloria miała różne nastroje – raz
była niesamowicie energiczna, jak tego pierwszego dnia, którego się
poznali, a raz opanowana i rozsądna. Liv tłumaczyła to okresem
dojrzewania, w który w każde z nich powoli wkraczało.
– To nie byłaś ty – wymamrotała Olivia – to nie ciebie poznałam, kiedy Levi się wprowadził.
– Nie – odparła, zanosząc się płaczem – to była moja siostra.
Liv po raz kolejny tego
dnia doznała szoku. Przez pewien czas przebywała raz z Glorią, a raz z
Lorettą i nie miała o tym najmniejszego pojęcia. Jakie okropne musiało
być uczucie, gdy ktoś za każdym razem zwracał się do Lotty imieniem jej
siostry? Była Glorią nawet dla najbliższych przyjaciół, nigdy nie była
sobą - Lorettą.
– Dwa tygodnie później
zaginęła – powiedziała po chwili jej przyjaciółka. – Zniknęła bez
wieści, zostawiła wszystkie swoje rzeczy, jakby po prostu rozpłynęła się
w powietrzu. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy, mama była załamana, ale ją
wspieraliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić, przecież nie mogliśmy
iść na policję. Dopiero dzisiaj mogłam ją zobaczyć, po cholernych
dziesięciu latach mogłam zobaczyć moją siostrę, a ona uciekła przede
mną.
Liv podała Glorii paczkę
chusteczek, która leżała na stoliczku nocnym. Dziewczyna zaczęła
wycierać mokrą od łez twarz, ale nie dało to zbyt wiele. Oczy bolały ją
od płaczu, pewnie były już całe czerwone.
– Holly, co ty tu robisz? – za uchylonymi drzwiami pokoju dziewczyny dało się słyszeć spanikowany głos Gilberta.
Liv i Gloria
równocześnie podniosły się z miejsca i podbiegły do drzwi. Za nimi stała
osłupiała Holly razem z równie osłupiałym Gilem. Holly, nie dając im
chwili do namysłu, pobiegła do drzwi wyjściowych; to co usłyszała, to
było dla niej zbyt wiele. Chciała tylko uciszyć wyrzuty sumienia, a
zamiast tego wpakowała się większe bagno.
Wybiegła na ulicę, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego domu, zatrzymał ją jednak Gilbert.
– Puść mnie, do diabła! – krzyknęła, starając się wyrwać rękę z jego uścisku.
– Holly, daj mi wyjaśnić – próbował chłopak.
– Odwal się ode mnie,
wszyscy jesteście jacyś popierdoleni! – krzyknęła, przekleństwa w jej
ustach brzmiały obco, zdecydowanie nie pasowały do jej delikatnej
twarzyczki. – Co to ma wszystko, do cholery , znaczyć?!
– Holly, uspokój się, pozwól sobie wytłumaczyć – powiedziała Gloria, starając się pomóc bratu.
– Puszczaj! – Holly
nadal krzyczała, była jak w amoku, chciała stamtąd zniknąć, uciec do
Olivera i o wszystkim zapomnieć, nawet jeżeli ten miał ją potraktować
jak przedmiot.
Liv, oniemiała, stała w
progu domu, nie wiedząc, co powinna zrobić. Właśnie poznała prawdę o
rodzinie jej najbliższej przyjaciółki i wszystko to miało w jednej
chwili runąć przez wścibskość tej durnej Moss. Z tego dziwnego letargu
wyrwał ją wibrujący w kieszeni telefon. Wyjęła go i spojrzała na
wyświetlacz – to Levi. Pewnie usłyszał krzyki tej kretynki, tak jak całe
osiedle. Olivia szybko odebrała, mając nadzieję, że jej narzeczony
będzie w stanie coś wymyślić. Może i był bucem, ale jeżeli ktoś miał
znaleźć wyjście z tej sytuacji, to tylko on.
– Dlaczego ta kretynka się tak drze? – Liv usłyszała jego głos, ociekający wręcz irytacją.
– To dość skomplikowane – odparła, nie wiedząc, czy może mu wszystko wyjawić. Dlaczego akurat teraz naszły ją wątpliwości?
– Powiedz Gilbertowi, że ma ją przyprowadzić do mojego domu, natychmiast. On będzie wiedział, o co chodzi.
Liv rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.
– Gilbert, Levi
powiedział, że masz przyprowadzić do niego Holly, powiedział, że
będziesz wiedział, o co chodzi – powtórzyła machinalnie słowa chłopaka.
– Nigdzie nie idę! – wrzasnęła. Chciała dodać coś jeszcze, ale nastolatek zasłonił jej usta dłonią.
– Idziemy tam wszyscy jak najszybciej, czas skończyć z tymi podchodami.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz