piątek, 29 marca 2019

Gwiazdy Spadają tylko o Północy - Rozdział 8

„Nie pozwolę zginąć żadnemu z naszych dziec niezależnie od tego co nakazują władze."
~ Conrad

Holly po cichu udała się na taras państwa Knight. Pani Alice powiedziała jej, że właśnie tam znajdzie Gilberta. Musiała się z nim zobaczyć, wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Z każdym razem przychodziła do swojego narzeczonego z myślą, że opowie mu, co łączy ją i Olivera oraz że spotkała się z nim ostatni raz, jednak nigdy nie miała odwagi tego zrobić. Zawsze kończyło się to tak samo: przytulała się z Gilbertem przez cały wieczór, zwalając winę na złe samopoczucie, a on obchodził się z nią jak z jajkiem. To sprawiało, że Holly zapominała o swoich problemach, bo czuła się kochana. Później wszystko wracało do normy, dopóki Oliver znowu do niej nie przyszedł.
Gilbert właśnie malował pergolę, która jeszcze parę minut temu była pokryta kwiatami. Dopiero po ich zdjęciu można było dostrzec, że drewniana konstrukcja robi się zielona i wymaga ponownego malowania. Chłopak poświęcił temu całą uwagę, starając się nie ominąć nawet najmniejszego zagłębienia. Robiło się już ciemno, więc zadanie to było wyjątkowo trudne.
– Hej – przywitała go Holly, siadając na stopniu schodków prowadzących na taras i prostując swoje długie nogi.
– Cześć, Holly, wybrałaś nie najlepszy moment na wizytę – oznajmił chłopak, uśmiechając się do niej przepraszająco.
Dziewczyna poczuła ukłucie żalu w sercu. Gilbert był taki kochany, a ona wciąż pozwalała poniewierać się innemu mężczyźnie, szukając kolejnych dowodów na to, aby udowodnić sobie, że jest coś warta.
– Mogę przyjść później – zaproponowała.
– Daj spokój, z centrum jest kawał drogi – odparł. – Idź do mojego pokoju, ja i tak zaraz kończę, jest już naprawdę ciemno. Wybierz jakiś dobry film.
Holly uwielbiała to, że Gilbert zawsze dbał o jej potrzeby. Wiedziała, że nie pozwoliłby jej wracać teraz do domu, ale z grzeczności zaproponowała, że to zrobi.
– No dobra, ale pospiesz się, nie będę na ciebie czekać z filmem – zaśmiała się.
– Nie mógłbym tego przeboleć – zażartował.
Dziewczyna posłała mu szeroki uśmiech i weszła do domu chłopaka, nie zdejmując swoich japonek. Nie chcąc spotkać się z jego rodzicami, jak najszybciej przemknęła do pokoju. Zanim jednak weszła do środka, jej uwagę przykuł głos Glorii. Holly zajrzała do pomieszczenia przez uchylone drzwi. Dziewczyna siedziała na łóżku razem z Liv, trzymając w ręce kubek z ciepłym, parującym napojem.
Holly zawsze zastanawiało, o czym mogą rozmawiać te dwie kujonki. Nie lubiła ich, a zwłaszcza Olivii, która myślała, że nikt nie widzi, jak robi maślane oczy do jej faceta. Głupia Hale wciąż miała nadzieję, że Gilbert zwróci na nią uwagę. Głupota. Kto by chciał zawiesić oko na tym worku kości z włosami jak u papugi?
Moss przylgnęła do ściany, chcąc jak najlepiej usłyszeć ich rozmowę. Nie miała pojęcia, o czym ona będzie, ale wiedziała, że na pewno będzie mogła ją jakoś wykorzystać.
– Po tym, co przydarzyło się ciotce Tracy, mama strasznie bała się zajścia w ciążę – opowiadała Gloria, nerwowo stukając paznokciami w porcelanowy kubek. – Jakiś czas po narodzinach Gilberta ciotka urodziła bliźniaczki, jedną z nich zamordowano na jej oczach. Po tym wszystkim wpadła w depresję, a wujek Carl rozwiódł się z nią i zabrał ze sobą Serenę.
– Musiało być naprawdę źle, skoro zdobył się na rozwód – wtrąciła Liv.
W tych czasach rozwody były mało popularne ze względu na ich konsekwencje. Gdyby działały one tak, jak kiedyś, dobieranie ludzi w pary nie miałoby żadnego sensu, ponieważ każda para mogłaby się rozstać i odejść do drugiej osoby. Teraz, gdy ktoś decydował się na tak radykalny krok, byli małżonkowie musieli się poddać zabiegom pozbawienia płodności. Dodatkowo nie można było wziąć ślubu po raz drugi.
– Ciotka całkowicie przestała funkcjonować, to wydarzenie ją zmieniło, przynajmniej tak mówiła nam mama. Bała się, że będzie musiała przechodzić przez to samo – wyjaśniła dziewczyna – więc gdy zaszła w ciążę, wpadła w ogromną panikę. Tata oczywiście się nie przejął, powiedział, że to mało prawdopodobne, bo w całej rodzinie tylko ciotce Tracy urodziły się bliźnięta, ale żeby ją uspokoić, powiedział, że sam będzie prowadził wszystkie jej badania. Zakładał wtedy gabinet, cały sprzęt już znajdował się w domu, ale jeszcze nie był rejestrowany.
– Twój tata ukrył bliźniaczą ciążę twojej mamy – wywnioskowała Liv. – Przecież tak nie można, mogli go za to skazać!
– Wiem! – przerwała jej Gloria, gwałtownie wstając. – Poświęcili się dla mnie i dla mojej siostry, gdyby nie oni, mogłoby cię nigdy nie być w moim domu!
– Przepraszam – odparła zawstydzona Liv, wściekła, że w porę nie ugryzła się w język.
– Tata podrzucał do szpitala, w którym pracował, fałszywe wyniki badań – kontynuowała dziewczyna, krążąc po pokoju.
Aby uniknąć wypełnienia przepowiedni, wszystko było rejestrowane, nawet ciąże. Niewiele kobiet ryzykowało naturalny poród, którego mogły nie przeżyć. Co więcej, gdyby udało im się przeżyć, ich dzieci wcale nie czekałby lepszy los. Noworodki z nierejestrowanych ciąży były zabijane.
– Kiedy przyszedł czas porodu, mama urodziła w domu, a tata skłamał, że mama i tak urodziłaby w drodze do szpitala, więc wolał oszczędzić jej dodatkowego stresu. – Gloria poprawiła włosy tak, aby jak najbardziej zakrywały jej twarz, nie chciała, żeby przyjaciółka zauważyła pojedyncze łzy, spływające po jej policzkach. Wspomnienie siostry było naprawdę bolesne. – Po tym wszystkim to mnie zabrano do wyroczni, nie ją...
Dziewczyna usiadła na łóżku i zaczęła płakać, nie była w stanie dłużej powstrzymywać potoku łez. Czara bólu i goryczy, która napełniała się w niej przez te wszystkie lata, w końcu się przepełniła. Liv nic nie mówiła, bez słowa przytuliła Glorię, wiedząc, że jakieś durne „wszystko będzie dobrze" niczego nie załatwi.
– To mnie wybrali, rozumiesz, to był zwykły przypadek – szlochała – to mnie dali normalne życie. Chodziłam do szkoły, miałam przyjaciółki, mogłam bez przeszkód bawić się na dworze. Loretta nigdy tego nie mogła, cały czas musiała siedzieć w domu, rodzice praktycznie nie pozwalali jej wychodzić, za bardzo się o nią bali. Uczyła się w domu, uczyła ją pani Blake.
– Pani Blake? – zdziwiła się Olivia. Jej ulubiona nauczycielka miała coś wspólnego z tą historią? Kto jeszcze był w to zamieszany i dlaczego ona nic o tym nie wiedziała?
– Tak – dziewczyna pokiwała głową – jej mąż pomagał naszemu ojcu w fałszowaniu dokumentów, byli przyjaciółmi, pracowali razem. Lotta bardzo ją lubiła, ale zawsze chciała iść do szkoły. Rodzice pozwalali jej na to tylko wtedy, kiedy byłam chora.
– Jak to, kiedy byłaś chora? – zapytała dziewczyna.
– Zawsze, gdy wracałam ze szkoły, opowiadałam siostrze o wszystkim, razem odrabiałyśmy lekcje, Loretta wiedziała wszystko o mnie i o moich przyjaciółkach – opowiadała Gloria, coraz głośniej podciągając nosem. – Kiedy chorowałam, mama upodabniała ją do mnie, prostowała włosy, zakładała soczewki, ubierała w moje ubrania.
Liv nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Siostra bliźniaczka Glorii musiała udawać ją, by zaznać choć trochę normalnego życia. Dziewczyna nie wiedziała, co myśleć. Nie potrafiłaby tak żyć, cały czas w zamknięciu, tylko z rodziną, bez możliwości kontaktu z innymi ludźmi. Było to przerażające i równocześnie nierealne, nie mogła uwierzyć, że coś takiego działo się kilka domów dalej.
– Loretta zawsze mówiła, że jej to nie przeszkadza, ale wiedziałam, że kłamała, zawsze wiedziałam, kiedy to robiła, ale próbowałam jej wierzyć, żeby nie czuć wyrzutów sumienia – kontynuowała opowieść. – Ja też oczywiście nie mogłam do końca żyć jak inni. Mama zabraniała mi się bawić z dziećmi z naszego osiedla, bała się, że zaproszę kogoś do domu, że zrobię jakieś głupstwo. Zmieniło się to dopiero, jak wprowadził się tu Levi.
Liv doskonale pamiętała ten dzień, to właśnie wtedy jej marzenie o kochającym mężu i rodzinie runęło niczym domek z kart. Levi nawet jako ośmioletni chłopiec nie robił na niej zbyt dobrego wrażenia. Zawsze był mrukliwy i wolał zajmować się swoimi sprawami, niż bawić się z innymi. Otaczał się jedynie wąskim gronem ludzi, którzy mieli przywilej z nim przebywać. Olivia uznała go wtedy za buca, dopiero po latach widziała, że Levi taki po prostu jest i jej opinia na jego temat była już trochę mniej negatywna, chociaż wciąż nie darzyła go zbyt wielką sympatią.
Gdy Levi wprowadził się na Renewal Street, była piękna pogoda. Liv pamiętała, że było wystarczająco ciepło, aby można było rozstawić ich niewielki dmuchany basen. Pamiętała, że wyszła wtedy przed dom, żeby coś narysować nową kredą, którą rodzice mieli jej dać na urodziny, ale ona znalazła ją dwa tygodnie wcześniej. Levi zrobił na niej dobre wrażenie wizualne, był ładnym chłopcem z niebieskimi oczami, był bardzo podobny do matki, tak samo, jak jego czternastoletnia siostra, z tą różnicą, że Lily odziedziczyła po ojcu idealnie proste, krótkie blond włosy okalające szczupłą twarz.
Tego dnia Liv poznała też Glorię. Dziewczynka wyszła po list do skrzynki, przy okazji przywitała się z nowymi sąsiadami. Pamiętała, że jej przyjaciółka miała na sobie letnią zieloną sukienkę na ramiączkach. Nigdy więcej Liv nie widziała jej w tym ubraniu.
Rysowali po chodnikach tak długo, aż po Glorię przyszedł jej starszy brat Gilbert. Był na nią zły, powiedział, że mama będzie wściekła . Uspokoił się, dopiero gdy Gloria powiedział, że ich mama o wszystkim wie. Levi od razu ją polubił, Liv pamiętała, że narysował razem z nią kota, a ona dorysowała do niego mysz, którą miał gonić.
Po tym spotkaniu bawili się coraz częściej, czasami dołączali do nich Gilbert albo Oliver. Często bawili się w ogromnym domu Leviego; jego siostra zawsze przynosiła im lemoniadę albo lody. Gloria miała różne nastroje – raz była niesamowicie energiczna, jak tego pierwszego dnia, którego się poznali, a raz opanowana i rozsądna. Liv tłumaczyła to okresem dojrzewania, w który w każde z nich powoli wkraczało.
– To nie byłaś ty – wymamrotała Olivia – to nie ciebie poznałam, kiedy Levi się wprowadził.
– Nie – odparła, zanosząc się płaczem – to była moja siostra.
Liv po raz kolejny tego dnia doznała szoku. Przez pewien czas przebywała raz z Glorią, a raz z Lorettą i nie miała o tym najmniejszego pojęcia. Jakie okropne musiało być uczucie, gdy ktoś za każdym razem zwracał się do Lotty imieniem jej siostry? Była Glorią nawet dla najbliższych przyjaciół, nigdy nie była sobą - Lorettą.
– Dwa tygodnie później zaginęła – powiedziała po chwili jej przyjaciółka. – Zniknęła bez wieści, zostawiła wszystkie swoje rzeczy, jakby po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy, mama była załamana, ale ją wspieraliśmy. Nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić, przecież nie mogliśmy iść na policję. Dopiero dzisiaj mogłam ją zobaczyć, po cholernych dziesięciu latach mogłam zobaczyć moją siostrę, a ona uciekła przede mną.
Liv podała Glorii paczkę chusteczek, która leżała na stoliczku nocnym. Dziewczyna zaczęła wycierać mokrą od łez twarz, ale nie dało to zbyt wiele. Oczy bolały ją od płaczu, pewnie były już całe czerwone.
– Holly, co ty tu robisz? – za uchylonymi drzwiami pokoju dziewczyny dało się słyszeć spanikowany głos Gilberta.
Liv i Gloria równocześnie podniosły się z miejsca i podbiegły do drzwi. Za nimi stała osłupiała Holly razem z równie osłupiałym Gilem. Holly, nie dając im chwili do namysłu, pobiegła do drzwi wyjściowych; to co usłyszała, to było dla niej zbyt wiele. Chciała tylko uciszyć wyrzuty sumienia, a zamiast tego wpakowała się większe bagno.
Wybiegła na ulicę, chcąc jak najszybciej dostać się do swojego domu, zatrzymał ją jednak Gilbert.
– Puść mnie, do diabła! – krzyknęła, starając się wyrwać rękę z jego uścisku.
– Holly, daj mi wyjaśnić – próbował chłopak.
– Odwal się ode mnie, wszyscy jesteście jacyś popierdoleni! – krzyknęła, przekleństwa w jej ustach brzmiały obco, zdecydowanie nie pasowały do jej delikatnej twarzyczki. – Co to ma wszystko, do cholery , znaczyć?!
– Holly, uspokój się, pozwól sobie wytłumaczyć – powiedziała Gloria, starając się pomóc bratu.
– Puszczaj! – Holly nadal krzyczała, była jak w amoku, chciała stamtąd zniknąć, uciec do Olivera i o wszystkim zapomnieć, nawet jeżeli ten miał ją potraktować jak przedmiot.
Liv, oniemiała, stała w progu domu, nie wiedząc, co powinna zrobić. Właśnie poznała prawdę o rodzinie jej najbliższej przyjaciółki i wszystko to miało w jednej chwili runąć przez wścibskość tej durnej Moss. Z tego dziwnego letargu wyrwał ją wibrujący w kieszeni telefon. Wyjęła go i spojrzała na wyświetlacz – to Levi. Pewnie usłyszał krzyki tej kretynki, tak jak całe osiedle. Olivia szybko odebrała, mając nadzieję, że jej narzeczony będzie w stanie coś wymyślić. Może i był bucem, ale jeżeli ktoś miał znaleźć wyjście z tej sytuacji, to tylko on.
– Dlaczego ta kretynka się tak drze? – Liv usłyszała jego głos, ociekający wręcz irytacją.
– To dość skomplikowane – odparła, nie wiedząc, czy może mu wszystko wyjawić. Dlaczego akurat teraz naszły ją wątpliwości?
– Powiedz Gilbertowi, że ma ją przyprowadzić do mojego domu, natychmiast. On będzie wiedział, o co chodzi.
Liv rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.
– Gilbert, Levi powiedział, że masz przyprowadzić do niego Holly, powiedział, że będziesz wiedział, o co chodzi – powtórzyła machinalnie słowa chłopaka.
– Nigdzie nie idę! – wrzasnęła. Chciała dodać coś jeszcze, ale nastolatek zasłonił jej usta dłonią.
– Idziemy tam wszyscy jak najszybciej, czas skończyć z tymi podchodami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia