„Prawda zawsze, prędzej czy później, wyjdzie na jaw"
~Gloria
Gloria, Gilbert i Liv
wrócili do swoich domów w ciszy. Rodzeństwo nie kwapiło się, aby
wyjaśnić, co to wszystko miało znaczyć, a Olivia wolała na razie nie
zadawać pytań. Jej przyjaciółka wciąż cicho szlochała na wspomnienie
dzisiejszego zaskakującego wydarzenia.
Rozstali się bez
pożegnania. Rodzeństwo wyszło z samochodu bez słowa, jedynie Gilbert
uśmiechnął się krzywo do Liv, i po chwili oboje zniknęli za drzwiami
mieszkania. Dziewczyna sprawnie zawróciła i zaparkowała na podjeździe
swojego domu.
W mieszkaniu nikogo nie
było. Mama wracała o piętnastej, kiedy już wszystkie przedszkolaki
zostały odebrane przez rodziców, a ojciec zazwyczaj przychodził dopiero
wieczorem. Dziewczyna nie wiedziała, gdzie jest Oliver, ale skoro urwał
się ze szkoły, to oznaczało, że nie wróci zbyt szybko. Zdjęła buty,
pozostawiając je niedbale ustawione w korytarzu, i udała się do swojego
pokoju. To, co dzisiaj się wydarzyło, było dziwne, wręcz nierealne. Nie
wiedziała, co ma myśleć, zwłaszcza że jej przyjaciele milczeli. Chciała,
aby ktoś jej to wyjaśnił, aby pomógł jej zrozumieć tę sytuację.
Gloria i Gilbert nie
odpowiedzą na jej pytania, ale może zrobi to Levi. Liv była pewna, że
chłopak coś wie. Nie miała pojęcia, co to było, ale czuła, że jego
wiedza będzie w stanie rozjaśnić jej sytuację. Z drugiej jednak strony,
jeżeli nic nie wiedział, to czy Gloria byłaby szczęśliwa, gdyby również i
on był w tej samej sytuacji, co Olivia? Lepiej nie ryzykować.
Dziewczyna czuła się
rozdarta. W świecie, w którym żyła, nie było miejsca na niespodzianki.
Wszystko dokładnie zaplanowane przez władze: życie uczuciowe oraz
zawodowe, najmniejsza zbrodnia surowo karana, najczęściej śmiercią.
Tutaj nie było miejsca na przypadki, nawet egzystencja w pałacu odbywało
się według ściśle określonych reguł. A wszystko to tylko po to, aby nie
doszło do kolejnej Wielkiej Wojny.
Liv tępo wpatrywała się w
sufit, co innego jej pozostało? Nie miała na nic ochoty, miała
wrażenie, że każda czynność, jaką wykona, będzie bezsensowna w obliczu
tej sytuacji.
***
Lotta siedziała na
kanapie w salonie, czytając książkę. Jej kartki były pożółkłe, okładka
podarta, a tytuł był praktycznie niemożliwy do odczytania.
– Co czytasz? – zapytał Levi, wchodząc do pokoju z tabletem w ręku.
– „Daremnie wyciągam ku
niej ramiona rankiem, kiedy budzę się z gnębiących, przykrych marzeń,
daremnie nocą szukam jej w łóżku swoim, gdym uległ złudzie szczęsnego,
niewinnego snu, jakobym siedział wraz z nią na łące, trzymał za rękę i
okrywał jej dłoń pocałunkami. Kiedy w ten czas, na poły jeszcze
rozespaniem ogarnięty, szukam jej omackiem i wracam do jawy, z oczu
tryskają mi łzy, w sercu czuję bolesny ucisk i płaczę i żalę się
beznadziejnej przyszłości mojej" * – dziewczyna odczytała fragment
czytanej powieści.
– Po co to czytasz, przecież nie lubisz ckliwych romansów?
– Próbuję zrozumieć jak się czujesz w twojej sercowej sytuacji w związku z Liv – odparła, uśmiechając się szelmowsko.
– Źle robisz, szukając we mnie odzwierciedlenia Wertera, zwłaszcza że pełnię równocześnie rolę Alberta.**
– Czyli to dla ciebie
jedyny problem? – skrzywiła się. – Nie dziwię się, że po wielkiej wojnie
kazali zniszczyć wszystkie książki.
– To, że „Cierpienia
młodego Wertera" są wyjątkowo depresyjne, nie oznacza, że każda książka
tak jest – odparł chłopak. – Uważaj na nią, pamiętasz, jak długo moja
mama jej szukała?
– Pamiętam – odparła i podniosła się z kanapy, pozostawiając przedmiot na stoliku.
Pani Gallagher
uwielbiała literaturę, a to w obecnych czasach niebezpieczne hobby ,
związane z kolekcjonowaniem dzieł, które przez władze zostały oficjalnie
zniszczone i uznane za nielegalne.
Wiele rzeczy po wojnie
zostało uznanych za niewłaściwe, nie do końca wiadomo, czy dlatego, że
faktycznie takie były, czy może postanowiono zerwać ze wszystkim, co
miało związek z czasem przedwojennym, tak samo, jak z magią.
Lotta otworzyła szafkę z butami i wyjęła z niej czarne martensy, które następnie pospiesznie założyła i starannie zasznurowała.
– Gdzie się znowu wybierasz? – zapytał Levi.
– Będziesz mi matkował? – fuknęła.
– Zadałem proste pytanie
– odparł. Loretta należała do osób, które nie lubiły kontroli i
uważały, że mało kto ma prawo wypytywać je o cokolwiek, bez większego
uzasadnienia. – Nie każde pytanie musisz odbierać jako atak.
– Kto to wie – mruknęła – rano prawiłeś mi kazania.
– I słusznie, narobiłaś sporego zamieszania. – Levi zagrodził jej drogę do wyjścia.
– Przecież chcesz, żeby dołączyli do rebeliantów. – Dziewczyna rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie i oparła ręce na biodrach.
Lotta była przeciwna,
aby jej rodzeństwo i znajomi Leviego dołączyli do rewolucjonistów.
Oczywiście potrzebowali ludzi, ale nie takich jak oni. Dziewczyna
uważała, że rebelia jest jak wojsko – nie ma w niej miejsca dla słabych i
niewyszkolonych, a ta piątka właśnie taka była. Grupka nastolatków,
która nigdy nie miała do czynienia z bronią lub niebezpieczeństwem
większym, niż zła ocena ze sprawdzianu. Levi chciał ich dołączyć do
grupy bez większego zastanowienia, chociaż wciąż wahał się, czy Liv i
Oliver powinni do niej należeć.
O ile Oliver nie
interesował go zbytnio, to na Olivii mu zależało. Nie chciał, żeby stało
jej się coś złego, albo żeby brała udział w czymś niebezpiecznym.
Właśnie dlatego wciąż był dla niej taki oschły – przecież gdyby byli
bliżej, dziewczyna mogła zacząć coś podejrzewać.
Loretta nie miała
zamiaru dawać Leviemu czasu do namysłu. Skoro dołączyć do nich mogło jej
w pełni nieprzystosowane do ekstremalnych zadań rodzeństwo, to słodka,
różowiutka Liv też.
– To, że tego chcę, nie oznacza, że podjąłem decyzję – mruknął. – Waham się.
– A ja nie i zrobię, co
uważam za słuszne, z twoją zgodą, lub bez niej – odparła Lotta, zgrabnie
wyminęła Leviego i wyszła z domu, nie czekając na jego reakcję.
Dziewczyna wiedziała, że
Gallagher nie odpuści, jeżeli chodzi o przyjęcie nowych, dlatego
postanowiła podjąć odpowiednie kroki, aby wszystko poszło po jej myśli.
Może jednak nie będzie tak źle – oczywiście umiejętności walki i
determinacja były ważne, ale jeżeli ta piątka miała być zwykłymi
pionkami w grze, to najważniejsze było, aby byli łatwi w kontroli i
podatni na manipulację. Gloria była słaba i Lotta była w pełni świadoma
tego, że jej siostra nie byłaby w stanie wejść jej w drogę; za bardzo
bała się łamania reguł, przecież jako przyszła policjantka powinna
przestrzegać prawa. Gilbert zawsze odgrywał rolę rycerzyka, który
wszystko robił dla wyższego dobra – gdyby odpowiednio przedstawić mu
daną sytuację, na pewno byłby gotów poświęcić się dla sprawy, gdyby
myślał, że wszystko to dla dobra sprawy.
Co do samej Liv, Loretta
nie była pewna, jak powinna z nią postąpić. Zbyt mało miała z nią do
czynienia, aby stwierdzić, czy jest łatwa w kontroli, czy nie, miała
jednak nadzieję, że gdy już będzie do nich należeć, Levi odpowiednio na
nią wpłynie.
Największe nadzieje
dziewczyna jednak żywiła w stosunku do Olivera i Holly, mimo że nikt
poza nią nie zwracał na nich większej uwagi ze względu na nieduże
przywiązanie do grupy. Jednak obydwoje mieli tajemnice, która
zdecydowanie była jej na rękę.
***
– Pamiętaj, nikomu ani słowa – powiedział Oliver, zakładając swój czarny T-shirt.
– Wiem – odparła Holly. – Nie chcę, żeby Gilbert zaczął coś podejrzewać, ale...
Dziewczyna zawiesiła
głos, chciała coś dodać, ale nie była pewna co. Źle czuła się z tym, że
potajemnie sypiała z Oliverem. Ogółem Holly źle czuła się z wieloma
rzeczami z niewiadomych powodów. Oczekiwała od wszystkich atencji, kiedy
jednak ją uzyskała, czuła, że w jej życiu czegoś brakuje. Nie była
pewna, czy chce poklasku, czy miłości, zawsze miała wrażenie, że jest
gorsza od innych, niezależnie od tego, jak była popularna i
rozchwytywana. Wiedziała, że Oliver wodzi ją za nos, że sypia z nią dla
swoich korzyści, ale w pewien sposób była mu potrzebna, uszczęśliwiało
ją to, że jest z nią z wyboru, a nie z obowiązku, jak Gilbert.
Gil był naprawdę
wspaniałym chłopakiem – miły uczynny, zrobiłby dla niej wszystko, ale
Holly miała wrażenie, że robił to z obowiązku. Oczywiście był miły
również dla innych, nawet tych, którzy traktowali go jak dywanik pod
swoje ubłocone buty, to jednak wciąż nie zmieniało sposobu je myślenia.
Holly była dla Olivera
nikim, zwykłym przedmiotem, który pozwala mu zaspokoić potrzeby
seksualne. Logicznie rzecz biorąc, powinna to być Gloria, którą kochał,
ale czuł do niej zbyt wielki szacunek, żeby traktować ją przedmiotowo.
Nie chciał traktować swojej narzeczonej jak rzecz, którą można
wykorzystać seksualnie, chciał się z nią kochać.
– Podwieziesz mnie? – zapytała dziewczyna, wstając z łóżka, aby pozbierać porozrzucane ubrania.
– Nie mam czasu – powiedział oschle Oliver. – Mam coś do załatwienia, zobaczymy się jutro w szkole.
Nastolatek wyszedł z
pokoju, zostawiając gwiazdę szkoły Holly Moss samą. Uczennica ubierała
się pospiesznie, próbując przełknąć wyrzuty sumienia i poskładać złamane
serce, które pękało za każdym razem, gdy Oliver po wszystkim zostawiał
ją jak zużytą zabawkę.
Hale opuścił hotel na
godziny, machają na pożegnanie do recepcjonistki Carli, która dorabiała
tu sobie podczas studiów. Hotelik znajdował się na Brooklynie, po wojnie
ludzie chcieli zlikwidować tę dzielnicę, uważając, że nie przyniesie
ona nic dobrego, ale po krótkim czasie i tak ponownie została
zamieszkana przez biedniejsze rodziny, mniej lub bardziej uczciwe ze
względu na to, że mieszkania były tu wyjątkowo tanie, bo nikt szanowany
nie chciał tu przebywać, ponieważ dzielnica była okrytą złą sławą.
Brooklyn zawsze
pozostanie Brooklynem, nie zawsze będzie miał tę samą nazwę, ale zawsze
gromadzi się tam najgorszy element społeczeństwa. W co drugiej uliczce
można było spotkać dilera, małe hotele z neonowymi szyldami zapraszające
pary na spędzenie w nich kilku godzin we wszystkim wiadomym celu.
Przychodziły tam również prostytutki, które nie miały swojego alfonsa i
bez żadnego nadzoru sprzedawały swoje ciało po opuszczeniu prawdziwej
pracy, która często była mało płatna. Ładne, biedne nastolatki, które
chciały szybko dorobić, spotykały się tu ze swoimi sponsorami, którzy
mieli dość wracania do domu i patrzenia na znienawidzoną małżonkę, która
już od dawna, gdy mąż, próbował doprowadzić do jakiegoś zbliżenia,
obdarzała go jedynie chłodnym spojrzeniem i obracała się na drugi bok.
Oliver skręcił w
mniejszą uliczkę, gdzie stał jego motocykl. Obok maszyny stał młody,
wysoki chłopak o krótko obciętych, czarnych włosach, brązowych oczach i
ostrych rysach twarzy. Ubrany był w szary T-shirt, który podkreślał jego
umięśnioną klatkę piersiową, jeansy i czarną skórzaną kurtkę. Oliver
pobladł, gdy go zobaczył, miał nadzieję, że nie spotkają się tak szybko.
– Cześć, stary – przywitał go i wyciągnął w jego stronę dłoń, ale tamten obrzucił ją tylko lodowatym spojrzeniem.
– Masz dla mnie kasę? – mruknął, patrząc chłodno na swego rozmówcę.
– Max, niełatwo jest uzbierać taką sumę, daj mi trochę czasu. – Oliver spojrzał na niego błagalnie.
– Kasa miała być u mnie już tydzień temu – warknął tamten, przewracając z impetem motocykl.
– Daj mi jeszcze tylko jeden tydzień, błagam cię, spłacę wszystko, co do grosza!
– Miałeś swoją szansę. Chcę dostać pieniądze jutro rano.
– Nie dam rady do jutra!
Max nie słuchał
tłumaczeń Olivera. Od razu uderzył go pięścią w twarz, tak że chłopak
upadł i złapał się za nos, z którego obficie leciała krew. Mężczyzna
chwycił młodszego za koszulkę i zmusił do wstania jedynie po to, aby
przyłożyć mu po raz kolejny, lecz tym razem w brzuch. Oliver upadł na
kolana, gwałtownie łapiąc powietrze w płuca, jednak spokój nie trwał
długo, bo jego przeciwnik wymierzył mu mocnego kopniaka w głowę. Hale
nie miał pojęcia, jakim cudem nie stracił zębów przy tym uderzeniu.
– Nie obchodzi mnie, jak
zdobędziesz kasę, czy to będzie kradzież, czy może opowiesz mamuśce
ckliwą historyjkę o tym, jak zbłądziłeś na ścieżce życia i uzależniłeś
się od mety – pieniądze mają być jutro u mnie, albo ja i kilku moich
kumpli zabawimy się z twoją siostrą i Glorią.
– Nie mieszaj ich w to, to nie ich sprawa – wychrypiał Oliver i wstał. — Tylko spróbuj je tknąć...
– To co mi zrobisz? – zakpił tamten. – Nakrzyczysz? Napuścisz gliny? Chyba nie jesteś świadomy tego, że stracisz wtedy dilera.
Hale wbił wzrok w
podłogę. Max miał rację, musiał go słuchać, jeżeli chciał, żeby stan
rzeczy utrzymał się takim, jaki był. Jeżeli ktoś zalazł za skórę
jakiemuś dilerowi, on natychmiast uruchamiał swoje kontakty w branży i
delikwent albo był szantażowany i dręczony, albo zostawał odcięty od
jakiejkolwiek możliwości kupienia towaru. Zazwyczaj działało to w
wypadku tak uzależnionych, jak Oliver. Chłopak nie wyobrażał sobie
funkcjonowania bez narkotyków.
Max na odchodnym jeszcze raz mu przyłożył i odszedł, nie obdarzając go nawet spojrzeniem.
– Zaczekaj – obaj mężczyźni usłyszeli kobiecy głos.
Max odwrócił się, w jego
stronę zmierzała Loretta. Wiedział kto to, bo kręciła się tu nieraz i
zajmowała się rzeczami równie nielegalnymi, co on. Zdecydowanie wolał z
nią nie zadzierać, zwłaszcza że prawdopodobnie za paskiem spodni miała
schowany rewolwer, z którego bez wahania by strzeliła.
– Co chcesz? – zapytał.
Dziewczyna wyciągnęła rulon banknotów, schowany w kieszeni spodni, i wręczyła mu go.
– Spłata jego długu – odparła.
Max spojrzał najpierw na
pieniądze, a potem na leżącego na ziemi Olivera. Nie wiedział, dlaczego
Lotta mu pomaga, ale nie przeszkadzało mu to, zwłaszcza że dała mu
więcej pieniędzy, niż tamten był winny.
– Hale, ty to masz jednak szczęście – zaśmiał się. – Szkoda, że nie masz tyle rozumu.
– Spadaj już, Max – mruknęła dziewczyna.
Dilerowi nie trzeba było
dwa razy powtarzać. Lotta przeczesała włosy palcami i podeszła do
leżącego na ziemi Olivera. Jego twarz była zakrwawiona, nos ewidentnie
złamany, a górna warga opuchnięta.
– Gloria?
– Na twoje szczęście nie – odparła, pomagając mu wstać.
Chłopak przyjrzał jej
się uważniej. Miała łudząco podobne rysy twarzy do jego narzeczonej, ale
mimo wszystko to nie była ona. Dodatkowo Gloria nie ubierała się tak
jak dziewczyna która przed chwilą uratowała mu skórę – nigdy nie lubiła
moro i ciężkich butów.
– Kim jesteś? – zapytał. – Dlaczego mi pomogłaś?
– Jestem Loretta Knight – przedstawiła się. – Chcę, żebyś w ramach wdzięczności był moim zaufanym podwładnym wśród rebeliantów.
***
Gloria weszła do domu,
nadal nie potrafiąc przyjąć do wiadomości wydarzeń z dzisiejszego
poranka. Zobaczyła swoją rodzoną siostrę, siostrę bliźniaczkę, która
zniknęła dziesięć lat temu i nie dawała znaków życia. Nie była gotowa na
to spotkanie, nawet nie była pewna, czy po tak długim czasie chciałaby
ponownie spotkać Lorettę. To jednak się stało – natknęła się na nią
przypadkiem, dzień po rocznicy jej zniknięcia.
– Gloria, kochanie, coś się stało? – zapytała ją matka, widząc, w jak opłakanym stanie jest jej córka.
– Ja... – wydusiła dziewczyna, ale nie dokończyła zdania, nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć rodzicielce.
– Egzekucja była wyjątkowo okropna – z opresji uratował ją Gilbert.
Gloria nie spodziewała
się po swoim starszym bracie takiego spokoju. Zawsze wszyscy uważali go
za miłego i wrażliwego chłopaka, a jednak to on był w stanie okłamać
matkę.
– Tak, słyszałam – odparła kobieta. – Tych rebeliantów jest coraz więcej, to niepokojące.
– Pójdę odpocząć –
oznajmiła Gloria i czym prędzej zaszyła się w swoim pokoju. Usiadła na
łóżku, ówcześnie rzucając plecak w kąt pokoju. Nie wiedziała, co powinna
zrobić. Czy powinna wyznać mamie prawdę? Nie, to nie było najlepsze
rozwiązanie – kobieta reagowała wyjątkowo emocjonalnie na sam dźwięk
imienia drugiej córki, wyznanie jej, że Lotta prawdopodobnie jest gdzieś
w Nowym Yorku, obudziłoby w niej tylko nadzieję, która mogłaby być dla
niej zgubna.
To jednak nie był jedyny
problem. Pozostała jeszcze kwestia wyjaśnienia wszystkiego Liv.
Wiedziała, że może ufać swojej przyjaciółce, ale tym razem była to zbyt
poważna sprawa – to nie była kwestia wstydu, gdyby tajemnica się wydała,
a kwestia życia bądź śmierci.
Drzwi jej pokoju
otworzyły się, a w progu stanął Gilbert, trzymając w ręce dwa kubki z
parującą herbatą. Bez słowa postawił je na stoliku nocnym i usiadł koło
siostry.
– Musimy wszystko
powiedzieć Liv – powiedział. – Lepiej, żeby dowiedziała się tego od nas,
zamiast snuć domysły i robić niepotrzebny szum.
– Wiem – odparła. – Ale nie wiem, jak powinnam jej to wszystko powiedzieć, jak wyznać jej prawdę.
– Opowiedz jej wszystko od samego początku.
Gloria wbiła wzrok w
kubek, z którego parował ciepły napój. Wiedziała, że to jedyne wyjście z
tej sytuacji. Niepewnie wyciągnęła z plecaka telefon i spojrzała na
wyświetlacz, wciąż wahając się, czy powinna zadzwonić do przyjaciółki.
Gilbert położył jej dłoń na ramieniu i posłał krzepiące spojrzenie, co
ostatecznie przekonało dziewczynę do wybrania numeru Olivii.
Chłopak wyszedł po cichu
z pokoju, chcąc zagwarantować młodszej siostrze trochę prywatności,
poza tym sam również musiał wykonać pewien telefon. Wyszedł na taras,
nie chcąc, aby jakaś niepożądana osoba, przypadkiem podsłuchała jego
rozmowę. Bez dłuższego zastanowienia wybrał numer Leviego. Powtarzający
się sygnał realizacji połączenia wprawiał go w zdenerwowanie, przecież w
każdej chwili ktoś mógł się tu pojawić i przerwać mu konwersację.
Wiedział, że jego dom nie jest bezpieczny na takie rozmowy, ale nie
wiedział, co jest gorsze: możliwość, że usłyszą to rodzice, czy może że
usłyszą to obcy ludzie, którzy w każdej chwili mogli donieść do pałacu
na jego rodzinę.
– Halo? – W słuchawce dało się słyszeć poirytowany głos młodego Gallaghera.
– Gloria ma zamiar wszystko wyjaśnić Liv – powiedział pospiesznie Gilbert.
– Przeczuwałem to – mruknął Levi.
– Co z tym zrobimy? —
zapytał Gil. — A jeżeli domyślą się, że masz z tym coś wspólnego? – Liv
już się domyśla, że wiem więcej, niż powinienem. Na razie zaczekamy.
Niech Gloria wyjaśni wszystko Liv, a reszta rozwiąże się z czasem sama.
– Nie jestem pewny, czy to dobry pomysł – zawahał się chłopak.
– Powiedz to swojej głupiej siostrze – mruknął. – Nie wiem, co Lotta kombinuje, ale na pewno nie jest to nic przyjemnego.
– Zawsze lubiła komplikować sprawy.
– Wiem. Na szczęście w wielu kwestiach jeszcze to ja mam ostatnie słowo.
* Fragment książki cierpienia młodego Wertera
** Werter był
nieszczęśliwie zakochany w Lottcie, niestety jego uczucie nie mogło
zostać spełnione, ponieważ była ona zaręczona z Albertem.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz