„Rodzina jest naprawdę ważna, w końcu to jedyni ludzie, którzy zostaną ze mną do samego końca."
~ Liv
Liv już od godziny
siedziała w łazience, doprowadzając tym do szału Olivera, który od
jakiegoś czasu czekał, aż będzie mógł wziąć prysznic. Dziewczyny to
jednak nie obchodziło – przecież dzisiaj mieli iść do Gilberta, to
znaczy do państwa Knight. Sama kąpiel zajęła jej trzydzieści minut,
teraz próbowała ładnie się pomalować. Co chwila zmywała makijaż i
nakładała go od nowa. W końcu zdecydowała się na srebrny, metaliczny
eyeliner i zrobiła nim kreski, które na szczęście wyszły jej za
pierwszym razem, delikatną różową szminkę i odrobinę różu, aby nadać
swojej twarzy trochę świeżości.
– Liv, wyłaź z łazienki, ile można się do cholery myć?! – zawołał jej brat, waląc w drzwi pięścią.
– Oliverze Hale, wyrażaj się – skarciła go matka, wchodząc po schodach prowadzących na piętro.
– Przepraszam – mruknął niewyraźnie i po chwili udał się do swojego pokoju.
– Kochanie. – Kobieta
zapukała do drzwi łazienki. – Może wyjdź już i nie denerwuj brata, on
też chce dobrze wyglądać na kolacji u państwa Knight. Przecież wiesz, że
będzie tam Gloria... – dodała ciszej.
– Mamo! – zawołała Liv, wychodząc z łazienki.
– Pięknie wyglądasz – powiedziała pani Hale, obejmując córkę. – Levi będzie zachwycony.
– Oczywiście – odparła, udając, że szykuje się dla swojego narzeczonego. – Pójdę się przebrać.
To mówiąc, dziewczyna
wyminęła matkę i weszła do swojego pokoju. Lubiła to miejsce, chyba
tylko tutaj mogła naprawdę być sobą. To był jej azyl; przechodził
oczywiście wiele remontów, ale zawsze był dla niej idealny, począwszy od
czasów, gdy ściany były w kolorze pudrowego różu, a kończąc na jego
aktualnym stanie, w którym dziewczęca kolorystyka został zastąpiony
przez szarość. Pokój był przestronny i dobrze oświetlony przez dwa okna.
Naprzeciwko drzwi stało duże, dwuosobowe łóżko, przykryte czarną
narzutą, na której leżało mnóstwo puchatych poduszek, kolekcjonowanych
przez dziewczynę od początku gimnazjum. Naprzeciwko łóżka stała biała
komoda razem z okrągłym lusterkiem, niewielkim stojaczkiem na biżuterię i
dużą ozdobną szkatułką, którą dostała od mamy na poprzednie urodziny.
Biurko znajdowało się pod oknem i również było białe; leżało na nim
pełno książek, bloków rysunkowych i kredek, których jeszcze nie zdążyła
odłożyć na miejsce, i niewielki laptop. Sporych rozmiarów biała szafka
wypełniona książkami, zeszytami i płytami różniła się trochę stylem od
innych mebli, ale nie przeszkadzało jej to – najważniejsze, że pasowała
kolorystycznie. Ten mebel jako jedyny nie należał do kompletu i
pierwotnie był jasnobrązowy, ale jej tata specjalnie go dla niej
przemalował. Na parapecie stały kwiaty w różnokolorowych doniczkach; był
wśród nich fiołek, którego dostała od Glorii na imieniny, i wrzosy,
które mama wręczyła jej dziś rano. Nad łóżkiem wisiały ramki ze
zdjęciami. Na jednym z nich byli Liv i Oliver, kiedy mieli pięć lat i po
raz pierwszy pływali w dmuchanym basenie. W kolejnej ramce znajdowało
się zdjęcie rodzinne podczas wypadu do zoo. Oczywiście mieściły się tam
nie tylko fotografie członków rodziny. Jedno ze zdjęć powstało dość
niedawno – było to zdjęcie Liv, Glorii, Gilberta, Leviego i Olivera,
które zrobili podczas imprezy urodzinowej Glorii.
Dziewczyna spojrzała na
ubranie leżące na jej łóżku. Była to czarna, gładka, rozkloszowana
sukienka z dekoltem w kształcie serca i tiulową górą, imitującą koszulę z
krótkim rękawem.
Dla Leviego... – pomyślała. – Lepiej dla ciebie, mamo, żebyś nadal w to wierzyła.
Olivia nie była w stanie
zwierzyć się mamie z problemów sercowych. Nie chodziło o to, że jej nie
ufała, po prostu doskonale wiedziała, jak zareaguje. Jej mama, tak jak
każdy w społeczeństwie, była zmuszona poślubić wyznaczoną jej przez
system osobę i tak jak jej córka, była do tego sceptycznie nastawiona,
ale po ślubie pokochała swojego męża, polubiła swoją pracę i myślała, że
z jej córką będzie tak samo. Liv nie chciała marnować czasu swojego i
swojej rodzicielki, była pewna, że jeżeli tylko zacznie rozmowę na temat
rozterek, od razu zostaną one wyśmiane i zbagatelizowane.
Szybko włożyła sukienkę,
którą wygładziła na ciele, aby się nie pogniotła. Z szuflady wyciągnęła
cienkie, czarne rajstopy i obejrzała je dokładnie, aby sprawdzić, czy
nie mają żadnych dziur. Ku jej rozpaczy miały: oczko ciągnęło się od
pięty, aż do połowy łydki. Gdyby miała długie buty, to nie byłoby
problemu, ale jeżeli zakładała szpilki, to musiała znaleźć co innego.
Olivia niestety nie znalazła żadnej pary, która nadałaby się do
noszenia. Cholera, jeszcze niedawno miała pełno rajstop, a teraz nie
miała ani jednych !
Wybiegła z pokoju i
udała się do garderoby swojej mamy. Pani Hale miała naprawdę dużo ubrań,
choć nosiła tylko niewielką część z nich. Połowa już zdecydowanie była
na nią za ciasna, ponieważ po urodzeniu córki nie pozbyła się lekkiej
nadwagi, którą nabyła podczas ciąży. Ojciec Olivii wiele razy powtarzał
żonie, że powinna się pozbyć zbędnej odzieży, ale kobieta zawsze
odpowiadała, że wkrótce będzie ona pasowała na jej córkę.
Liv otworzyła szufladę, w
której znajdowały się rajstopy, wyciągnęła z niej jedną parę i szybko
ją założyła. Opuściła pomieszczenie i udała się do kuchni, gdzie jej
mama przygotowywała kolację.
Kobieta stała przy
kuchennym blacie, krojąc pomidory do sałatki na dzisiejszy posiłek sam
na sam z mężem. Ani Olivia, ani Oliver nie byli podobni do rodzicielki.
Lenore Hale była niewysoką osóbką z lekką nadwagą. Jej włosy sięgały do
brody i były ogniście rude, a oczy duże i niebieskie.
– Pięknie wyglądasz – powiedziała pani Hale, odwracając się w stronę córki.
– Dzięki – odparła i uśmiechnęła się. – Mogę pożyczyć twoje czarne szpilki?
– Liv, już jesteś wyższa
od Leviego, będzie to źle wyglądać, jeżeli urośniesz o następne
dziesięć centymetrów – zwróciła jej uwagę kobieta.
– Levi lubi wyższe od
siebie dziewczyny – skłamała. Tak naprawdę doskonale wiedziała, że
chłopak będzie niezadowolony, ale obraził ją dzisiaj, więc miała zamiar
zrobić mu na złość.
– Więc je weź, powinny być w szafce w korytarzu.
– Dziękuję. – To mówiąc,
czym prędzej udała się po obuwie. Levi miał przyjść lada chwila –
umówiła się z nim, że on, Liv i Oliver razem udadzą się do państwa
Knight.
Olivia wyciągnęła śliczną parę czarnych szpilek. Wiedziała, że będzie w nich wyglądać zabójczo.
– Gdzie tym razem wybiera się solenizantka? – usłyszała za sobą męski głos.
– Tam, gdzie zwykle, tato. – Odwróciła się do niego przodem i uśmiechnęła.
Ona i jej brat byli
naprawdę podobni do ojca. Tak samo jak on mieli proste włosy w kolorze
popielatego brązu, byli szczupli i wysocy. Olivia zazdrościła ojcu jego
jasnych, szarych oczu, które zmieniały kolor w zależności od oświetlenia
i w których podobno niegdyś zakochiwało się mnóstwo ślicznych
dziewczyn.
– Jak tam w pracy? – zapytała.
– Jak zwykle dużo
roboty, w Lapis-lazuli zdarza się, że nie starcza czasu na zjedzenie
drugiego śniadania — odpowiedział. – Ale zostawmy teraz pracę, bo
przecież moja córeczka kończy osiemnaście lat tylko raz w życiu. Mam dla
ciebie prezent.
– Chyba mamy – skorygowała go matka Liv, opierając się o framugę drzwi do korytarza.
– Tak, tak, to prezent ode mnie i od mamy – poprawił się mężczyzna.
– Długo będziecie tu
dyskutować? Levi pewnie zaraz przyjdzie, więc się streszczajcie –
mruknął Oliver, wchodząc do pomieszczenia.
– Zastanawiam się, po
kim ty jesteś taki mrukliwy – westchnęła Lenore. – Ja i twój ojciec
byliśmy bardzo rozrywkowi i mniej humorzaści.
– Jak zawsze jesteś kochana, mamo – odparł chłopak i udał się do salonu.
Oliver zdecydowanie
wyróżniał się nie tylko w szkole, ale i we własnym domu. Jego rodzice
byli towarzyskimi ludźmi, mieli dużo znajomych, a niektórych znali
jeszcze nawet z liceum. Liv była otwarta na nowe znajomości. Od kiedy
pamiętała, to ona poznawała go z ludźmi, Oliver wolał trzymać się z
daleka i jedynie obserwować.
Olivia spojrzała smutno
na brata. Kochała go, ale nie wiedziała, co zrobić, aby był bardziej
otwarty. Każda kolejna prośba kończyła się tak samo, nie zależnie od
tego, ile Oliver miał lat.
– Może chodź obejrzeć swój prezent – powiedział pan Hale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz