Pogoda pod koniec września była niezwykle kapryśna, słońce na zmianę przyjemnie przygrzewało i chowało się za chmurami zwiastującymi deszcz. Mało kto miał ochotę wyściubiać nos z zamku, lecz nie każdy miał możliwość spełnienia takiej zachcianki a jedną z tych osób był Regulus. Wściekły chłopak wracał z boiska Quidicha, na którym spędził całe wtorkowe popołudnie, jego ubranie było przemoknięte do suchej nitki i nieprzyjemnie lepiło się do ciała, co wyjątkowo go irytowało. Rozsądniej było udać się prosto do dormitorium, aby przebrać się w coś suchego, jednak był tak piekielnie głodny, że najpierw skierował swe kroki do wielkiej Sali, ponieważ zbliżała się pora kolacji. Z kamienną twarzą przeszedł przez wielką salę ignorując zdziwione spojrzenia uczniów, kilka dziewcząt przy stole ślizgonów szeptało w podekscytowaniu spoglądając na niego ukradkiem, jednak to również zignorował.
– Regulusie, czyżbyś zapomniał, że kąpiel bierze się bez ubrania? – zażartowała
Nymeria, gdy chłopak zajął miejsce naprzeciwko niej, nawet nie odrywając wzroku
od książki.
– Nymerio,
czyżbyś zapomniała, że ubrania klejące się do ciała przyciągają wzrok płci
przeciwnej – odparł. – Może powinnaś zacząć to praktykować, miałabyś z kim
pójść na randkę.
Dziewczyna
spojrzała na niego z wyrzutem, jednak widząc jak przekornie się do niej
uśmiecha, również parsknęła śmiechem.
– Jesteś
okropny – westchnęła – a poza tym do walentynek na pewno kogoś znajdę.
– W
zeszłym roku też tak mówiłaś – wtrącił się Severus, który jak zwykle pojawił
się jakby znikąd i zajął miejsce koło niej. – Pamiętasz może jak to się
skończyło?
– A
pamiętasz może, jak się skończyła twoja przyjaźń z Evans? – warknęła, wiedząc,
że w ten sposób skutecznie zamknie mu usta.
– To, że
wetkniesz mi szpilę nie znaczy, że przestanę mieć racje – odparł ślizgon,
rzucając jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Dziewczyna
wydęła usta, zmrużyła oczy i ponownie wbiła wzrok w książkę, co oznaczało, że
dla niej dyskusja się skończyła. Regulus parsknął śmiechem i nałożył na swój
talerz sporą porcję zapiekanki.
– Dokończyłaś
wypracowanie z eliksirów? – zapytał chłopak, chcąc odrobinę załagodzić napiętą
atmosferę.
– Jeszcze
nie – odparła – pomagałam Nottowi, który biegał po bibliotece jak szalony, bo
oczywiście był pewien, że to było zadanie na przyszły tydzień.
– Jest
zajęty randkowaniem z Lydią Greengrass, więc w odróżnieniu od niektórych, ma
ciekawsze rzeczy do roboty – wtrącił się Snape.
– Powiedział
ten, który ma dużo innych zajęć niż nauka – wytknął mu Regulus stając w obronie
Nymerii. – Możemy razem pójść do biblioteki, też go jeszcze nie dokończyłem.
– Bartie? –
zapytała, patrząc na niego ze współczuciem.
– Dlaczego
to on został kapitanem – mruknął chłopak. – On jest jak robot, ciągle albo się
uczy, albo zajmuje treningami, a mnie na wszystko brakuje czasu, czy on w ogóle
śpi?
– On jest
dziwny – odparł Snape, tak jakby to była jedyna odpowiedź, na wyjaśnienie tego
zjawiska.
Przez
chwilę cała trójka jadła w milczeniu, wsłuchując się w rozmowy panujące przy
stole ślizgonów. Większość narzekała na zbyt dużą ilość nauki, a nowi uczniowie
rozmawiali z podekscytowaniem o niedawno nabytych umiejętnościach. Mimo słów
zlewających się w jedną niezrozumiałą wypowiedź, Regulus zdołał wychwycić informacje,
którymi wymieniały się siedzące niedaleko nich czarownice.
– Słyszeliście? – zapytał, a Nymeria i Severus spojrzeli na niego pytająco,
najwyraźniej nie wiedząc co młody Black ma na myśli. – Slughorn przed świętami
organizuje mały bankiet w klubie ślimaka.
– Bankiet?
– zdziwiła się dziewczyn. – Taki z tańcami i w ogóle?
– Zapewne,
ale partnera już i tak nie znajdziesz, trzeba by było powiadomić cię rok temu,
wtedy byłaby szansa, że jakiś łaskawca zgodziłby się z tobą pójść – Snape
wetknął ślizgonce kolejną szpilę, nie miał zamiaru odpuścić jej uwagi na temat Lili.
– Radzę ci
zamknąć ten twój parszywy… – zaczęła, ale nie dane było jej dokończyć.
– Panno
Scamander cóż to za słownictwo – oburzył się profesor Slughorn, przechadzający
się wzdłuż stołu ślizgonów.
– Przepraszam panie profesorze – wydukała, a jej twarz oblał rumieniec. – To się więcej nie
powtórzy.
– Mam
nadzieję moja droga – odparł z wyraźną naganą w głosie. – Panie Black, mam
nadzieję, że od dzisiaj nie będzie pan pojawiał się w takim stanie na
zajęciach? – Nauczyciel zwrócił się do Regulusa, parząc wymownie na jego
przemoczone ubrania.
– Nie
panie profesorze – odparł spokojnie – niedawno skończyliśmy trening, ostro
ćwiczymy przed meczem z Gryfonami.
– Mam
nadzieję, że wygracie pierwszy mecz w sezonie – odparł mężczyzna, wyraźnie
ucieszony tym faktem – choć oczywiście wiadomo, że nie wolno mi nikogo
faworyzować.
– Damy z
siebie wszystko panie profesorze – powiedział Regulus.
– Cieszę
się, że mogę to usłyszeć, ale mam nadzieję, że mimo wszystko cała wasza trójka
pojawi się na piątkowym spotkaniu.
– Oczywiście profesorze – odezwał się, jak dotąd milczący Severus.
– W takim
razie do zobaczenia moi kochani – to mówiąc Slughorn ruszył dalej, nie zajmując
już dłużej czasu trójki uczniów.
Przez
chwilę siedzieli w milczeniu, czekając, aż mężczyzna zniknie im z pola widzenia
i nie będzie już mógł usłyszeć o czym rozmawiają. Gdy nauczyciel zatrzymał się przy
stole puchonów, aby porozmawiać z Barnabaszem Cuffe, powrócili do rozmowy.
– Jak to
możliwe, że Slughorn należy do Slytherinu? – zapytała. – Jest taki miły,
chociaż momentami trochę nierozgarnięty.
– Może i
miły, ale zbiera nas do kolekcji – westchnął Regulus – mimo wszystko traktuje
nas dość przedmiotowo.
– Aż
dziwne, że ty też należysz do klubu Nymerio – wtrącił nonszalancko Snape.
– Przestań
na mnie burczeć to nie przeze mnie Lili się do ciebie nie odzywa – mruknęła
dziewczyna, wyraźnie znudzona przytykami starszego kolegi. – Poza tym robisz
się powtarzalny, powiedziałeś mi to już dwa dni temu. Będę czekać w bibliotece
– to ostatnie zdanie czarownica skierowała do Regulusa.
Nymeria
wstała od stołu, pospiesznie dopiła szklankę soku dyniowego i wyszła z
wielkiej Sali. Młody Black odprowadził ją wzrokiem i spojrzał na Severusa
dopiero, gdy dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia. Książka, którą czytała
przed ich przyjściem została na stole koło jej talerza.
– Wkurzyłeś ją – oznajmił Regulus.
– Mogła
nie zaczynać – odparł chłodno.
– To ty
zacząłeś – zauważył. – Wiem, że huncwoci dają ci w kość, choć nie wiem
dlaczego, ale nie musisz się na nikim innym za to mścić.
– Wcale
tego nie robię – warknął, choć podświadomie wiedział, że czarodziej ma rację.
Choć
Regulus i Snape z pozoru wydawali się dość podobni to tak naprawdę wiele ich
różniło. Obydwaj stronili od dziewcząt, należeli do elity intelektualnej
Hogwartu, i nie tolerowali mugolaków oraz zdrajców krwi a co najciekawsze
obydwoje mieli bliską przyjaciółkę. Mimo to byli całkowicie odmienni, Regulus
nie interesował się przedstawicielkami płci przeciwnej z wyboru, Snape w pewnym
stopniu z przymusu, wynikało to raczej z faktu, że mało kto interesował się
jego osobą w ten sposób, lecz nie robiło mu to zbyt wielkiej różnicy, bo i tak
jedyną dziewczyną, która zaprzątała jego umysł, była słodka Lili Evans. Młody
Black pochodził z szanowanej rodziny, której nazwisko wzbudzało wśród
czarodziejów ogromny respekt, a rodzina Severusa była biedna i w żadnym stopniu
nie zaliczała się do elity, zwłaszcza jego mugolski ojciec.
– Zapomnij
o tej szlamie i ignoruj tamtych półgłówków, zamiast patrzeć na Pottera, jakby wymordował
ci rodzinę – dodał Regulus, gdy Snape, nic nie odpowiedział. – Idę do
biblioteki zobaczymy się w pokoju wspólnym.
Chłopak
wstał od stołu, przy okazji zabierając pozostawioną przez czarownicę książkę i
udał się do dormitorium, aby zmienić ubranie. Strój do Qudicha, wciąż był mokry,
a jemu było przeraźliwie zimno, ale nie miał czasu na wygrzewanie się przy
kominku. Pospiesznie wszedł do pokoju, w którym całe szczęście nikogo nie było,
nie miał ochoty wdawać się w bezsensowne dyskusje z kolegami, którzy
prawdopodobnie nie omieszkaliby mu wytknąć jego dzisiejszego stroju.
Pospiesznie przebrał się w suchą bluzę i spodnie a przemoczone ubrania powiesił
przy piecu, z nadzieją, że do jego powrotu wyschnie. Z dębowej szafy, w której
przechowywał swoje rzeczy wyciągnął trzy pergaminy z wypracowaniem, które choć
prawie ukończone wymagało jeszcze niewielkich poprawek, i pospiesznie udał się
do biblioteki.
W
popołudniowych godzinach uczniowie spędzali wolny czas w pokojach wspólnych lub w
bibliotece, tak było i tym razem. Większość biurek w czytelni była zajęta, czasem przez
tylko jedną osobę, a czasem przez grupę uczniów, którzy próbowali wspólnie
odrabiać lekcje, lub już zaczynali wkuwać do egzaminów, mimo że rok szkolny
dopiero się rozpoczął. Przy jednym ze stolików Regulus dostrzegł samotną Nymerie. Dziewczyna pochylała się nad pergaminem, który
był zapisany prawie do końca i dopisywała coś eleganckim czarnym piórem. Blond
włosy związała w niedbały kucyk, aby nie przeszkadzały jej podczas nauki, lecz
mimo to kilka niesfornych kosmyków opadało jej na twarz.
– Myślałam, że będziesz wprowadzać tylko poprawki – zdziwił się ślizgon, zajmując
miejsce koło przyjaciółki.
– Mam
problem z zakończeniem – westchnęła, podnosząc wzrok znad wypracowania – nigdy
nie umiem tego odpowiednio ująć, podsumowania są najgorsze.
– Musisz w
kilku zdaniach streścić to co już napisałaś – stwierdził Regulus.
– To
przecież bez sensu, skoro Slughorn będzie czytał te eseje od początku do końca,
to nie potrzebuje podsumowania.
– No nie
wiem, spójrz na niego on gubi wątek w co drugim zdaniu – zaśmiał się chłopak.
Nymeria
przewróciła oczami, ale również zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania.
Przez dłuższy czas pracowali w milczeniu. Ich nauka zawsze tak wyglądała, przez
to, że znali się tak długo, żadne z nich nie odczuwało potrzeby umilania tego
czasu rozmową, która mogłaby ich rozproszyć i jedynie co jakiś czas
konsultowali się w pewnych kwestiach. Dziewczyn oderwała pióro od kartki i przez chwilę
obracała je w palcach patrząc, jak odbija światło, mieniąc się to na
zielono, to na niebiesko.
-
Zaprosisz Ivory na bankiet? – zapytała znienacka.
Regulus
spojrzał na nią i zmarszczył brwi, jakby nie wiedział, o co jej chodzi. Jego myśli,
wciąż krążyły wokół referatu, więc oderwanie go od tematu sprawiło, że musiał
się chwilę zastanowić, zanim udzielił odpowiedzi.
– Dlaczego
miałbym ją zaprosić? – zdziwił się.
– Przecież
ciągle z nią flirtujesz – odparła – poza tym widać, że jej się podobasz.
– Podoba
jej się moje nazwisko – stwierdził rzeczowo.
Ivory
Malfoy tak jak on była czystej krwi, więc wedle wymagań ich rodziców dobrze widziane
byłoby gdyby oboje znaleźli sobie współmałżonka o tym samym statusie zarówno
społecznym, jak i materialnym. Regulus stanowił dla niej idealną partię, a jego
rodzice pokładali w nim wielkie nadzieje i szanse na to, że chłopak, w
odróżnieniu do jego starszego brata, podaży ścieżką wytyczoną przez Czarnego
Pana. Młody Black był tego świadomy, jednak nigdy nie traktował tego zbyt
poważnie, ze względu na to, że zarówno Walburga jak i Orion nic o tym nie
wspominali, w odróżnieniu do pana Malfoya, który bardzo często przypominał o
tym swojej najmłodszej latorośli, stawiając jej na wzór Lucjusza, który jakiś
czas temu szczęśliwie zaręczył się z kuzynką Regulusa.
– Daj
spokój, przecież jest tutaj wielu czarodziejów z szanowanych rodzin – zauważyła
trafnie. – Podobasz jej się tak, czy tak.
– Może i
masz rację, ale raczej nie mam zamiaru z nią iść – odparł, wzruszając
ramionami.
– Panienka
Malfoy nie spełnia pana wysokich wymagań? – zażartowała, gilgocząc go końcówką
pióra po nosie, z szelmowskim uśmiechem na ustach.
– Chciałem
zaprosić ciebie – wyznał, wywołując tym nie małe zaskoczenie na twarzy Nymerii.
– Wątpisz
w to, że kogoś znajdę? – zapytała, choć zabrzmiało to bardziej jak
stwierdzenie.
– Nie, po
prostu chciałem pójść z tobą – przyznał, lecz widząc jej zaskoczoną minę szybko
dodał – zapewne jakieś dziewczyny będą próbowały pójść ze mną, w końcu to wyróżnienie
znaleźć się na spotkani u Slughorna. Mimo wszystko wolę, żeby moja partnerka
naprawdę mi towarzyszyła, zamiast podlizywać się profesorowi z nadzieją, że zostanie w tym elitarnym groni stałym bywalcem.
- Brzmisz
jak totalny bufon – powiedziała, wywołując tym niezadowolenie Regulusa. – Brzmisz
jak paniczek z dobrego domu. „Mości hrabino wybacz, lecz nie mogę zabrać cię na
to zacne zbiorowisko dla elitarnej grupy, gdyż nie odpowiada mi hrabina
intelektualnie, daleko pani do mojego zacnego intelektu.” – śmiała się,
przedrzeźniając go.
– Wcale
tak nie mówię – oburzył się – a na pewno nie nazywam Ivory hrabiną, głównie
dlatego, że nią nie jest.
– Ale
gdyby była to byś tak mówił.
– Konwenanse tego wymagają moja droga – odparł z powagą.
– Konwenanse? Kto tak mówi? – zakpiła. – Tylko ty jesteś zdolny do wymawiania
takich słów swoimi nieskalanymi przekleństwem ustami.
– To, że
nie używam takich słów jest wyrazem mojego dobrego wychowania – obruszył się. – Nie
rzucam mięsem na prawo i lewo jak ty.
– Ja po
prostu nie powstrzymuję się, jak mam ochotę rzucić jakimś soczystym epitetem –
powiedziała z dumą, choć ten fakt nie był ku temu powodem.