„Nie możemy umrzeć, my już nie żyjemy."
~ Loretta
Nikt nie lubi być
ograniczanym. Nikt nie lubi, kiedy obcy kierują jego życiem. Sami chcemy
kształtować swoją przyszłość. Sami chcemy podejmować decyzje. W tym
świecie jest to niemożliwe. Nasza przyszłość jest już z góry zaplanowana
od momentu narodzin. Praca, przyszły partner – to wszystko jest już ustalone. Nikt nigdy nie będzie mógł spełnić swoich marzeń, system na to nie pozwala.
Wszystko przez wojnę.
Aby zapobiec kolejnemu rozlewowi krwi, zaczęto kontrolować
społeczeństwo. Wydaje się to niegroźne, ale są osoby, którym to nie
odpowiada. Jestem jedną z nich. Nie chcę zostać prokuratorem. Już nie ma
kogoś takiego jak obrońca: teraz każdy, kto popełnia przestępstwo,
niezależnie od powodu, jest winny. Moim zadaniem będzie wytoczenie jak
najsurowszej kary. Nie chcę tego robić.
Poradziłabym sobie z
tą pracą, gdybym miała wspaniałą rodzinę, ale nigdy nie będę jej miała.
Mój ukochany jest przeznaczony innej. Ja i mój przyszły mąż się
nienawidzimy. Nie pasujemy do siebie, to pewne. Mama wiele razy
tłumaczyła mi, że miłość przyjdzie z czasem, ale nigdy nie mogłam w to
uwierzyć. To już nie byłaby miłość, tylko zwykłe przyzwyczajenie. Może z
biegiem lat nie myślałabym już o miłości. Może kiedy zostanę matką,
umysł stłumi głos serca, które zawsze będzie pamiętać o mojej prawdziwej
miłości.
Nienawidzę całego tego bałaganu. Chcę, żeby świat był inny, taki jak przed wielką wojną.
– Olivio, proszę, skup się na lekcji – powiedziała nauczycielka, spoglądając na dziewczynę.
– Przepraszam – odparła i zamknęła swój notes.
Olivia zawsze lubiła
lekcje historii ze względu na to, że mogła się więcej dowiedzieć o
dawnym świecie, w którym nie było tego chorego systemu, jednak na każdej
z nich denerwowało ją to, że nigdy nie będzie żyła w takiej
rzeczywistości.
– Zapiszcie temat lekcji – nakazała kobieta i podeszła do tablicy.
Kobieta napisała
dzisiejszy temat: „Historia wielkiej wojny". Liv poprawiła się na
krześle i otworzyła zeszyt od historii. Kiedy przepisała temat, szybko
zamknęła brulion i spojrzała na profesorkę, która przeglądała podręcznik
przeznaczony dla nauczycieli.
Pani Blake była jej
ulubioną nauczycielką ponieważ, miały podobną opinię na temat obecnego
porządku świata. Jednak jej mentorka miała większe szczęście od niej. Od
zawsze wykazywała zamiłowanie do historii, dostała wspaniałego męża,
którego kochała z wzajemnością... Niestety nigdy nie doczekali się
potomka, a pan Blake dwa lata temu zginął w nieudanym zamachu
rewolucjonistów, który został krwawo stłumiony przez władze. Historyczka
była ładną, młodą kobietą o smukłej sylwetce. Brązowe włosy upinała
zazwyczaj w wysoki kok, a na jej nosie znajdowały się okulary, przez
które spoglądała z powagą na swoich uczniów. Najczęściej ubrana w białą
koszulę, ołówkową spódnicę do kolan, tego samego koloru marynarkę i
granatowy krawat.
– Dobrze – odezwała się, w końcu odrywając wzrok od książki – kto mi powie, w którym roku rozpoczęła się wielka wojna?
Zanim Liv zdążyła zareagować, ręka jej najlepszej przyjaciółki Glorii wystrzeliła ku górze. Gloria była świetną uczennicą.
Zawsze znała odpowiedź na każde pytanie nauczycielki. Mimo to Liv nie
nazwałaby jej kujonką, dziewczyna po prostu od zawsze była ciekawa
świata. Gloria była niską brunetką o dużych oczach w morskim kolorze. W
dokumentach miała napisane, że są one koloru niebieskiego, ale nie były
czysto niebieskie, tak jak u jej ojca, lecz z domieszką zielonego
pigmentu. Była bardzo szczupła i zdecydowanie brakowało jej kobiecych
kształtów. Dla niej idealna sylwetka to szczupła sylwetka, dlatego miała
obsesję na punkcie zdrowego odżywiania.
– Tak, Glorio? – zapytała nauczycielka, wskazując na uczennicę.
– Wielka wojna miała miejsce w październiku dwa tysiące czterdziestego piątego roku – wyrecytowała dziewczyna.
– Bardzo dobrze – pochwaliła ją pani Blake i przysiadła na brzegu biurka. – Wie ktoś, jakie były przyczyny jej wybuchu?
– Podobno przyczyną wybuchu wojny byli magowie – powiedział chłopak siedzący za Olivią.
Dziewczyna doskonale
znała ten głos. To był Levi, jej przyszły mąż. Chłopak o krótkich
czarnych włosach i kobaltowych oczach był obiektem westchnień większości
dziewczyn z klasy, w tym Glorii. Czy naprawdę tylko ona za nim nie
szalała? Levi nie był zbyt wysoki, ale jego spryt i umiejętność
sprawnego wysławiania się zniechęcały innych do kąśliwych uwag na ten
temat. Od kiedy pamiętała, wiecznie się kłócili. Może gdyby nie byli
narzeczonymi, to jakoś by się dogadali, ale obydwoje byli sfrustrowani
wizją wspólnej przyszłości.
– No cóż, niezupełnie –
odparła nauczycielka. – Przyczyna wielkiej wojny jest o wiele bardziej
skomplikowana. Otwórzcie podręczniki na stronie sto dwudziestej piątej.
Uczniowie wykonali
polecenie nauczycielki. Dzisiejszy temat był zdecydowanie najbardziej
obszerny ze wszystkich dotychczasowych wątków.
– Jak wiecie, przed
wybuchem wojny istniało wiele magicznych gildii. Niektóre z nich były po
stronie zwykłych ludzi i żyliśmy z nimi w harmonii, jednak istniały też
takie, które uważały ludzi za niepotrzebnych. Te drugie były nazywane
mrocznymi gildiami ze względu na to, że ich siedziby znajdowały się poza
miastem i posługiwały się magią, która była uznana za nielegalną –
tłumaczyła nauczycielka.
– Ale między magami wybuchła wojna – wtrąciła Gloria.
– Od prowadzenia lekcji jest nauczyciel, Knight – warknęła dziewczyna siedząca w trzeciej ławce pod oknem.
– I tak nic z niej nie wyniesiesz, Moss – odpowiedziała Gloria.
– Dziewczyny, nie kłóćcie się – uspokajała je nauczycielka.
Dziewczyna siedząca pod
oknem wzruszył ramionami, prychnęła cicho i odwróciła się w stronę okna.
Holly Moss należała do osób uważających, że wszystko, co robią i myślą,
jest najważniejsze, ponieważ oglądała się za nią połowa szkoły.
Perfekcyjne, długie, proste blond włosy , duże niebieskie oczy i
opalenizna sprawiały, że była uważana za jedną z najładniejszych
dziewczyn w placówce. Lubiła pokazywać swoje zgrabne nogi, dlatego jej
spódniczka była krótsza od spódniczek innych uczennic, tak że ledwo
zakrywała pośladki. Olivia jej nienawidziła, jednak jej niechęć nie była
spowodowana tym, że Holly była uważana za doskonałą, ale tym, że ma być
przyszłą żoną jej ukochanego, Gilberta.
Gilbert był starszym
bratem Glorii, znali się od wielu lat. Od momentu, w którym zobaczyła go
pierwszy raz, Liv musiała przyznać, że wpadł jej w oko. Chłopak był
bardzo przystojny: miał czarne falowane włosy sięgające do brody, i
piękne złote oczy. Do tego był on istnym aniołem – zawsze pomocny i
lojalny. Swojej przyszłej żonie mógłby przychylić nieba, ale Holly nie
potrafiła tego docenić, co okropnie denerwowało Liv.
– Wracając do tematu –
odezwała się historyczka – tak jak powiedziała Gloria, między magami
wybuchła wojna. Początkowo ludzie nie wiedzieli, o co tak naprawdę się
ona toczy. Ten konflikt zbrojny pochłaniał wiele ofiar zarówno wśród
magów, jak i wśród cywili. Jako przywódcę ludzkości na czas wojny
wybrano Adriena Violina, który pochodził z terenów nazywanych kiedyś
Francją. Spójrzcie na mapę na następnej stronie.
Ilustracja, o której
mówiła nauczycielka, przedstawiała mapę dawnego świata. Kiedyś było
siedem kontynentów. Teraz pozostało tylko pięć. Europa i Azja w czasie
wojny zostały zdmuchnięte z powierzchni ziemi, teraz pozostawały tam
tylko wody Oceanu Atlantyckiego. Stolicą wszystkich kontynentów był Nowy
Jork. Mimo że Afryka, Australia i Antarktyda znajdowały się daleko od
obu Ameryk, były one nadal ściśle kontrolowane.
Na Czarnym Ladzie
znajdowali się nieliczni ludzie, którzy zajmowali się wydobyciem złota,
ropy naftowej oraz diamentów. Czasami sprowadzano stamtąd dzikie
zwierzęta jako atrakcje w zoo lub w cyrku . Nieliczne tereny kontynentu
służyły jako ośrodki rekreacji. Tak samo wykorzystywana była Australia.
Antarktyda, jako kontynent skuty lodem, nadal była opustoszała. Ludzie
mieszkali tylko i wyłącznie na terenie Ameryki Północnej i Południowej.
Stolicą wszystkich kontynentów był Nowy Jork.
– Violin spotkał się z
dowódcą magów stojących po naszej stronie – Arreto Milano. Miało to
miejsce w Paryżu, czyli stolicy ówczesnej Francji – kontynuowała
nauczycielka.
Liv spojrzała na zdjęcie
przedstawiające obu mężczyzn. Adrien Violin był wysokim mężczyzną o
orlim nosie, rzadkich włosach czekoladowej barwy i stalowym spojrzeniu.
Mężczyzna twardo patrzył na swojego rozmówcę, który wydawał się
spokojny. Arreto Milano wyglądał na typowego lekkoducha, może dlatego,
że był bardzo młody. Miał długie włosy związane w kitę, w kolorze
popielatego blondu, i niebieskie oczy. Niedojrzałość przywódcy magów
była zapewne jednym z powodów ich unicestwienia.
– Ich spotkanie odbyło
się dwudziestego piątego kwietnia dwa tysiące czterdziestego szóstego
roku, czyli pół roku po wybuchu wojny. Ugodę, jaką tam zawarli, nazywamy
Ustaleniami Paryskimi – opowiadała pani Blake. – Wie ktoś, jakie były
założenia tego układu?
Tym razem to Olivia podniosła rękę jako pierwsza. Historyczka skinęła głową na znak, że ma mówić.
– Ustalono, że cywile pomogą jasnym gildiom w zniszczeniu mrocznych gildii. Po wojnie mieli razem żyć w zgodzie – wyrecytowała.
– Bardzo dobrze, Olivio.
Jednak ludzie nie do końca wywiązali się z umowy, ponieważ odkryli
sposób na zabicie swoich sprzymierzeńców. W strachu przed tym, że mogą
oni jednak próbować ich unicestwić, wybili w pień wszystkich magów. Kto
powie, co się działo po wojnie?
– Po wojnie wyrocznia,
Estera dzięki swoim umiejętnościom przewidywania przyszłości, wybrała
dwóch królów: Aarona i Gardala – powiedziała Holly, wyniośle spoglądając
na nauczycielkę.
– Zgadza się – aby
przekazać intelekt Aarona, dojrzałość i roztropność Gardala oraz dar
Estery, spłodzili oni dwóch synów i córkę, następnie rodzeństwo musiało
objąć władzę i spłodzić potomstwo, i ta tradycja trwa do dzisiaj,
dlatego władcy, których posiadamy teraz , są w prostej linii
spokrewnieni z pierwszymi władcami.
– To straszne – to tak, jakby kazali mi teraz być z moim bratem – skrzywiła się Gloria.
– Racja. Zauważmy, że
taki system działał również w starożytnym Egipcie – powiedziała
nauczycielka. – A teraz spakujcie się, za chwilę dzwonek.
Kiedy wszyscy skończyli
się pakować, jak na zawołanie rozbrzmiał dzwonek kończący lekcję. Liv
szybko wyszła z klasy, aby poczekać na Glorię na korytarzu. Po chwili
jej przyjaciółka wyszła z sali w towarzystwie Leviego. Był koniec
lekcji, więc wracali już do domu. Cała trójka mieszkała na obrzeżach
miasta, dlatego razem wracali po lekcjach autobusem.
– Cieszę się, że to już
koniec, ten dzień był taki męczący – trajkotała Gloria. – Levi, może
wpadniesz dzisiaj do nas na kolację, moja mama specjalnie przygotowała
pieczeń.
– Zobaczę – odpowiedział krótko.
Od kiedy rodzice Leviego
zginęli w wypadku, chłopak często bywał w domu przyjaciółki Liv.
Rodzice Glorii bardzo go lubili, jednak Liv nie miała pojęcia dlaczego.
Cała trójka wyszła ze
szkoły. Przy bramie czekali na nich Gilbert i Oliver. Liv spojrzała
tęsknie w stronę brata przyjaciółki, który pomachał im na przywitanie.
Drugi chłopak od razu się rozpromienił, kiedy zobaczył Glorię. Oliver
był bratem Liv i był tak samo beznadziejnie zakochany w Glorii, jak ona w
Gilbercie, z tą różnicą, że on miał to szczęście poślubić w przyszłości
swoją wybrankę. Chociaż czy można to nazwać szczęściem, kiedy twoja
ukochana myśli o kimś innym?
Oliver był wysokim
chłopakiem o jasnej karnacji, brązowych włosach pofarbowanych na czarno i
niebieskich oczach. Na znak swojego buntu przeciwko systemowi,
zazwyczaj ubierał się na czarno i podkreślał swoje oczy czarną kredką.
Rzeczą, która przykuwała wzrok w jego twarzy, był srebrny kolczyk w
wardze i identyczny w nosie. Chłopak miał delikatne rysy twarzy, tak
samo jak jego siostra.
Liv, podobnie jak brat,
miała niebieskie oczy i jasną cerę. Tak jak on farbowała swoje brązowe
włosy, ale nie na czarno, tylko na różowo. Wcześnie obcięła je na
krótko, przez co Levi przez miesiąc naśmiewał się z niej, że wygląda jak
zniewieściały chłopak. Liv przez to długo żałowała, że je ścięła, ale
włosy szybko urosły jej do ramion. To była jedyna oznaka buntu, na jaką
było ją stać.
– Hej – przywitał ich Gilbert.
– Hej – odpowiedziały Liv i Gloria.
Levi, nic nie mówiąc, skierował się w stronę przystanku autobusowego.
– Halo, a pan jest zbyt
wyniosły, żeby wracać z takim plebsem jak my, czy o co chodzi?! –
zawołała Liv, poirytowana jego zachowaniem.
– Ze względu na kulturę ująłbym to nieco inaczej, ale jak już jesteśmy bezpośredni... – odparł, zatrzymując się.
— Ty cholerny idioto, całe życie będę się męczyć z twoim nadętym ego! Może to dlatego, że coś mało masz dla niego przestrzeni?!
– Przytyki odnośnie wzrostu, bardzo dojrzałe.
– Przy takim zachowaniu uważasz, że masz w ogóle coś wspólnego z dojrzałością i kulturą? – mówiła, coraz bardziej podenerwowana.
– Przy takim rozmiarze piersi uważasz, że masz w ogóle coś wspólnego z kobietą? – zapytał.
– Nienawidzę cię! – warknęła Liv
– Jak mi przykro – powiedział Levi i ruszył w stronę przystanku.
Liv zacisnęła ręce w
pięści. Jak on ją denerwował! Dlaczego dostała za męża takiego gbura?!
Próbowała go na swój sposób wychować, ale Levi skutecznie opierał się
jej metodom. Olivia miała wrażenie, że dopiero gdyby uderzyła go łopatą w
głowę, zacząłby się zastanawiać nad tym, co do niej mówi.
– Nie przejmuj się, Liv – powiedział Gilbert. – Wiesz, jaki on jest.
Gilbert był zawsze
lojalnym przyjacielem, spokojnie można by go porównać do psa. Nieważne,
jak zachowywał się jego przyjaciel, on zawsze go bronił i próbował
wyjaśnić jego zachowanie, nawet jeżeli ten sam przyjaciel zabiłby jego
siostrę.
– Chodźmy na autobus – zaproponował Gilbert i skierował się w stronę przystanku.
Cała trójka poszła za
nim. Ulice były zatłoczone. Wszędzie można było zauważyć uczniów
wracających do domów. Byli to licealiści z ich szkoły oraz z podstawówki
znajdującej się zaraz obok.
Liv uśmiechnęła się,
widząc drobną dziewczynę o dwóch cienkich brązowych warkoczach
związanych ładnymi różowymi wstążkami. Różowy plecach wydawał się
ogromny w porównaniu do ciała dziewczynki, tak że kiedy patrzyło się od
tyłu, wydawało się, że zamiast dziecka z plecakiem idzie torba na
pajęczych nóżkach. Olivia przypomniała sobie, jak sama była taką małą
dziewczynką z mysimi ogonkami i różowym plecakiem wypchanym kolorowymi
książkami.
Wtedy jeszcze nie do
końca rozumiała obecną sytuację; oczywiście wiedziała, że Levi będzie
jej mężem, ale nie brała tego na poważnie.
– Cholera – zaklął Oliver – uciekł nam autobus.
Liv spojrzała w stronę pustego przystanku, z którego przed chwilą odjechał autobus.
– Poczekamy na następny, czy idziemy pieszo? – zapytała Gloria, nawijając na dwa palce kosmyk włosów.
Gilbert nie zdążył
odpowiedzieć, bo na przystanek przyjechał samochód. Auto było nowe, a
silnik wydawał cichy warkot, podobny do pomruków tygrysa. Pojazd miał
czarny kolor i wręcz lśnił czystością, jakby jego właściciel zajmował
się jedynie jego myciem i woskowaniem. Na masce znajdował się niewielki
znaczek marki porsche. Szyba od strony kierowcy zjechała powoli w dół, a
ich oczom ukazał się Levi w okularach przeciwsłonecznych na nosie.
Jedną ręką opierał się o okno samochodu, a drugą trzymał na kierownicy.
– Mam wam wysłać zaproszenia? – prychnął.
Liv przewróciła oczami.
Wujek Leviego był bogaty, więc drogi samochód był dla niego niczym. Mimo
że Levi nie szczycił się swoim bogactwem, jego sposób bycia czasami
sugerował zupełnie co innego, chociaż zazwyczaj nie było to niemiłe lub
złośliwe. Nic nie sugerowało, że czuje się lepszy od nich, jednak Liv
doskonale wiedziała, że Levi tak się właśnie czuje. Nie było to
spowodowane bogactwem – chłopak, nawet gdyby był żebrakiem, zapewne
nadal utrzymywałby, że jest boski. Olivia nigdy nie mogła zrozumieć,
dlaczego jej narzeczony tak myśli i nawet jeżeli próbowała się tego
dowiedzieć, on nigdy nie kwapił się, żeby to wyjaśnić.
Glorii na widok chłopaka
zaświeciły się oczy, szybko ruszyła w stronę samochodu, aby zająć
miejsce obok kierowcy. Oliver westchnął, widząc to. Może i przyszłość
miał spędzić z Glorią, ale zawsze pozostawała świadomość, że dziewczyna
kocha kogoś innego. Gilbert tylko pokręcił głową z dezaprobatą i wsiadł
do samochodu. Liv zajęła miejsce między Gilbertem a Oliverem.
Levi wrzucił bieg i
odjechał z przystanku. Chciał przyspieszyć, zamiast tłuc się przez
centrum z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, ale nie miał
teraz ochoty na krzyki Liv, z których wyniósłby jedynie tyle, że jest
nieodpowiedzialny.
– Liv, może ty i Oliver też wpadniecie dzisiaj na kolację? – zaproponował Gilbert, przerywając ciszę panującą w aucie.
— Jasne, czemu nie – odpowiedziała dziewczyna, starając się, aby jej głos nie brzmiał zbyt entuzjastycznie.
Liv i Oliver co roku
przychodzili na kolację do państwa Knight. Nigdy tak naprawdę nie
wiedzieli, dlaczego rodzice Glorii i Gilberta organizowali ją i choć
nigdy o to nie pytali, to zawsze ich to nurtowało.
– Zawsze zastanawiało
mnie, dlaczego każdego dwudziestego czwartego maja organizujecie
uroczystą kolacyjkę – powiedział Oliver, stukając palcem w szybę.
– Tak po prostu – odpowiedział Gilbert, a Olivia wyczuła, że chłopak się spiął.
Levi zacisnął dłonie mocnej na kierownicy.
– A co za różnica? – zapytał , przyspieszając.
Levi doskonale wiedział,
z jakiego powodu odbywała się cała ta kolacja, ale zdecydowanie było to
coś, co lepiej było zachować dla siebie. TO nigdy nie powinno wyjść na
światło dzienne.
– Zawsze myślałam, że to z okazji moich urodzin – zażartowała Olivia, żeby rozładować napiętą atmosferę panującą w samochodzie.
– Tak, bo panna Olivia Hale jest najważniejsza na świecie – prychnął Levi.
Liv rzuciła mu
spojrzenie mrożące krew w żyłach, ale nic nie powiedziała, ponieważ
jechała jego samochodem, a Levi byłby w stanie wysadzić ją nawet na
środku autostrady, gdyby go zbytnio zdenerwowała.
– A co do twoich urodzin, to mam dla ciebie prezent – zapiszczała Gloria – ale dam ci go dopiero wieczorem.
– Co takiego? – zapytała, chociaż prezent najmniej ją interesował w tym momencie.
– Jak masz tak do tego podchodzić, to ci nie powiem – odparła dziewczyna i skrzyżowała ręce na piersi.
– Gloria, nie obrażaj się – jęknęła.
– Już za późno – odezwał się Gilbert. – Teraz będzie cicho całą drogę.
Do domu dojechali w milczeniu. Ślepy los tak chciał, że wszyscy mieszkali na tej samej ulicy. Liv i Oliver rezydowali na
tym osiedlu od urodzenia. Rodzice Glorii i Gilberta przeprowadzili się
tutaj, kiedy Gilbert był niemowlakiem, aby ich ojciec mógł otworzyć
prywatny gabinet ginekologiczny. Levi mieszkał tutaj najkrócej –
przeprowadził się, kiedy miał osiem lat, razem z rodzicami i starszą
siostrą Lily, niestety teraz mieszkał tam jedynie ze swoim wujkiem
Alecem.
– Wysiadka – powiedział Levi, kiedy zaparkował na podjeździe swojego domu.
– Nikt by się sam nie domyślił – zaśmiał się Gilbert, na co Levi jedynie przewrócił oczami.
Wszyscy opuścili samochód. Oliver od razu bąkną niewyraźne „cześć" i udał się do domu.
– Będę go musiała wychować – westchnęła Gloria, odprowadzając swojego narzeczonego wzrokiem.
– No cóż, Oliver to Oliver – odparła Olivia i spojrzała w stronę domu Leviego.
Ku jej zaskoczeniu
firana w kuchni poruszyła się. Liv gwałtownie nabrała powierza. Ktoś
mógł się włamać do jego domu. Z jednej strony to nic dziwnego, w końcu
jego wujek jest bogaty, a samego domu nie powstydziłby się nawet
właściciel kopalni diamentów, ale z drugiej jak ktoś mógł obejść ich
zabezpieczenia i do tego włamać się w biały dzień? Wszyscy doskonale
wiedzieli, że Alec Gallagher jest bardzo ostrożny i chroni swój dobytek,
jakby był co najmniej skrytką bankową jakiegoś miliardera.
– A ty co się tam tak gapisz, firanki ci się spodobały? – prychnął Levi.
– Ktoś jest w twoim domu – powiedziała.
Levi odwrócił się w
stronę okna kuchennego. Dopiero teraz Liv zauważyła jakąś postać stojącą
w pewnej odległości od okna, po chwili jednak zniknęła.
– Gadasz głupoty, to kot – odparł chłopak, jednak ona wyczuła w jego głosie pewne napięcie.
– Od kiedy ty masz kota? – zapytała podejrzliwie.
– Od jakiegoś roku, jakbyś częściej przebywała w moim domu, to byś wiedziała – warknął.
Tutaj dziewczynie
zabrakło argumentów. To faktycznie mógł być kot, bywała w domu Leviego
tak rzadko, że swoje wizyty tam mogła policzyć na palcach obu rąk.
Oczywiście jego wujek Alec zapraszał ją wiele razy, ale zawsze zdążyła
wymyślić jakąś wymówkę.
– Widziałam człowieka. – Postanowiła brnąć w to dalej.
– A nie słonia? – zaśmiał się, chociaż Liv wyczuwała, że jest to sztuczne.
– Liv, jesteś zmęczona po ciężkim dniu, to na pewno był kot – powiedział Gilbert, kładąc jej dłoń na ramieniu.
– Może masz rację – odparła, nadal niepewnie spoglądając na swojego narzeczonego.
– No dobrze, to zobaczymy się wieczorem – pożegnała ich wesoło Gloria i poszła do swojego domu.
– Do zobaczenia – odparła Liv i odeszła.
Odwróciła się po raz
ostatni, żeby upewnić się, że to tylko przywidzenia lub jakiś cień. Wtem
za oknem zobaczyła młodą kobietę o falowanych włosach. Teraz już była
pewna, że to nie są zwykłe urojenia.
Czy Levi coś ukrywa?


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz