poniedziałek, 11 marca 2019

Gwiazdy Spadają Tylko o Północy - Rozdział 1


„Nie możemy umrzeć, my już nie żyjemy."
~ Loretta
Nikt nie lubi być ograniczanym. Nikt nie lubi, kiedy obcy kierują jego życiem. Sami chcemy kształtować swoją przyszłość. Sami chcemy podejmować decyzje. W tym świecie jest to niemożliwe. Nasza przyszłość jest już z góry zaplanowana od momentu narodzin. Praca, przyszły partner to wszystko jest już ustalone. Nikt nigdy nie będzie mógł spełnić swoich marzeń, system na to nie pozwala.
Wszystko przez wojnę. Aby zapobiec kolejnemu rozlewowi krwi, zaczęto kontrolować społeczeństwo. Wydaje się to niegroźne, ale są osoby, którym to nie odpowiada. Jestem jedną z nich. Nie chcę zostać prokuratorem. Już nie ma kogoś takiego jak obrońca: teraz każdy, kto popełnia przestępstwo, niezależnie od powodu, jest winny. Moim zadaniem będzie wytoczenie jak najsurowszej kary. Nie chcę tego robić.
Poradziłabym sobie z tą pracą, gdybym miała wspaniałą rodzinę, ale nigdy nie będę jej miała. Mój ukochany jest przeznaczony innej. Ja i mój przyszły mąż się nienawidzimy. Nie pasujemy do siebie, to pewne. Mama wiele razy tłumaczyła mi, że miłość przyjdzie z czasem, ale nigdy nie mogłam w to uwierzyć. To już nie byłaby miłość, tylko zwykłe przyzwyczajenie. Może z biegiem lat nie myślałabym już o miłości. Może kiedy zostanę matką, umysł stłumi głos serca, które zawsze będzie pamiętać o mojej prawdziwej miłości.
Nienawidzę całego tego bałaganu. Chcę, żeby świat był inny, taki jak przed wielką wojną.

– Olivio, proszę, skup się na lekcji – powiedziała nauczycielka, spoglądając na dziewczynę.
– Przepraszam – odparła i zamknęła swój notes.
Olivia zawsze lubiła lekcje historii ze względu na to, że mogła się więcej dowiedzieć o dawnym świecie, w którym nie było tego chorego systemu, jednak na każdej z nich denerwowało ją to, że nigdy nie będzie żyła w takiej rzeczywistości.
– Zapiszcie temat lekcji – nakazała kobieta i podeszła do tablicy.
Kobieta napisała dzisiejszy temat: „Historia wielkiej wojny". Liv poprawiła się na krześle i otworzyła zeszyt od historii. Kiedy przepisała temat, szybko zamknęła brulion i spojrzała na profesorkę, która przeglądała podręcznik przeznaczony dla nauczycieli.
Pani Blake była jej ulubioną nauczycielką ponieważ, miały podobną opinię na temat obecnego porządku świata. Jednak jej mentorka miała większe szczęście od niej. Od zawsze wykazywała zamiłowanie do historii, dostała wspaniałego męża, którego kochała z wzajemnością... Niestety nigdy nie doczekali się potomka, a pan Blake dwa lata temu zginął w nieudanym zamachu rewolucjonistów, który został krwawo stłumiony przez władze. Historyczka była ładną, młodą kobietą o smukłej sylwetce. Brązowe włosy upinała zazwyczaj w wysoki kok, a na jej nosie znajdowały się okulary, przez które spoglądała z powagą na swoich uczniów. Najczęściej ubrana w białą koszulę, ołówkową spódnicę do kolan, tego samego koloru marynarkę i granatowy krawat.
– Dobrze – odezwała się, w końcu odrywając wzrok od książki – kto mi powie, w którym roku rozpoczęła się wielka wojna?
Zanim Liv zdążyła zareagować, ręka jej najlepszej przyjaciółki Glorii wystrzeliła ku górze. Gloria była świetną uczennicą. Zawsze znała odpowiedź na każde pytanie nauczycielki. Mimo to Liv nie nazwałaby jej kujonką, dziewczyna po prostu od zawsze była ciekawa świata. Gloria była niską brunetką o dużych oczach w morskim kolorze. W dokumentach miała napisane, że są one koloru niebieskiego, ale nie były czysto niebieskie, tak jak u jej ojca, lecz z domieszką zielonego pigmentu. Była bardzo szczupła i zdecydowanie brakowało jej kobiecych kształtów. Dla niej idealna sylwetka to szczupła sylwetka, dlatego miała obsesję na punkcie zdrowego odżywiania.
– Tak, Glorio? – zapytała nauczycielka, wskazując na uczennicę.
– Wielka wojna miała miejsce w październiku dwa tysiące czterdziestego piątego roku – wyrecytowała dziewczyna.
– Bardzo dobrze – pochwaliła ją pani Blake i przysiadła na brzegu biurka. – Wie ktoś, jakie były przyczyny jej wybuchu?
– Podobno przyczyną wybuchu wojny byli magowie – powiedział chłopak siedzący za Olivią.
Dziewczyna doskonale znała ten głos. To był Levi, jej przyszły mąż. Chłopak o krótkich czarnych włosach i kobaltowych oczach był obiektem westchnień większości dziewczyn z klasy, w tym Glorii. Czy naprawdę tylko ona za nim nie szalała? Levi nie był zbyt wysoki, ale jego spryt i umiejętność sprawnego wysławiania się zniechęcały innych do kąśliwych uwag na ten temat. Od kiedy pamiętała, wiecznie się kłócili. Może gdyby nie byli narzeczonymi, to jakoś by się dogadali, ale obydwoje byli sfrustrowani wizją wspólnej przyszłości.
– No cóż, niezupełnie – odparła nauczycielka. – Przyczyna wielkiej wojny jest o wiele bardziej skomplikowana. Otwórzcie podręczniki na stronie sto dwudziestej piątej.
Uczniowie wykonali polecenie nauczycielki. Dzisiejszy temat był zdecydowanie najbardziej obszerny ze wszystkich dotychczasowych wątków.
– Jak wiecie, przed wybuchem wojny istniało wiele magicznych gildii. Niektóre z nich były po stronie zwykłych ludzi i żyliśmy z nimi w harmonii, jednak istniały też takie, które uważały ludzi za niepotrzebnych. Te drugie były nazywane mrocznymi gildiami ze względu na to, że ich siedziby znajdowały się poza miastem i posługiwały się magią, która była uznana za nielegalną – tłumaczyła nauczycielka.
– Ale między magami wybuchła wojna – wtrąciła Gloria.
– Od prowadzenia lekcji jest nauczyciel, Knight – warknęła dziewczyna siedząca w trzeciej ławce pod oknem.
– I tak nic z niej nie wyniesiesz, Moss – odpowiedziała Gloria.
– Dziewczyny, nie kłóćcie się – uspokajała je nauczycielka.
Dziewczyna siedząca pod oknem wzruszył ramionami, prychnęła cicho i odwróciła się w stronę okna. Holly Moss należała do osób uważających, że wszystko, co robią i myślą, jest najważniejsze, ponieważ oglądała się za nią połowa szkoły. Perfekcyjne, długie, proste blond włosy , duże niebieskie oczy i opalenizna sprawiały, że była uważana za jedną z najładniejszych dziewczyn w placówce. Lubiła pokazywać swoje zgrabne nogi, dlatego jej spódniczka była krótsza od spódniczek innych uczennic, tak że ledwo zakrywała pośladki. Olivia jej nienawidziła, jednak jej niechęć nie była spowodowana tym, że Holly była uważana za doskonałą, ale tym, że ma być przyszłą żoną jej ukochanego, Gilberta.
Gilbert był starszym bratem Glorii, znali się od wielu lat. Od momentu, w którym zobaczyła go pierwszy raz, Liv musiała przyznać, że wpadł jej w oko. Chłopak był bardzo przystojny: miał czarne falowane włosy sięgające do brody, i piękne złote oczy. Do tego był on istnym aniołem – zawsze pomocny i lojalny. Swojej przyszłej żonie mógłby przychylić nieba, ale Holly nie potrafiła tego docenić, co okropnie denerwowało Liv.
– Wracając do tematu – odezwała się historyczka – tak jak powiedziała Gloria, między magami wybuchła wojna. Początkowo ludzie nie wiedzieli, o co tak naprawdę się ona toczy. Ten konflikt zbrojny pochłaniał wiele ofiar zarówno wśród magów, jak i wśród cywili. Jako przywódcę ludzkości na czas wojny wybrano Adriena Violina, który pochodził z terenów nazywanych kiedyś Francją. Spójrzcie na mapę na następnej stronie.
Ilustracja, o której mówiła nauczycielka, przedstawiała mapę dawnego świata. Kiedyś było siedem kontynentów. Teraz pozostało tylko pięć. Europa i Azja w czasie wojny zostały zdmuchnięte z powierzchni ziemi, teraz pozostawały tam tylko wody Oceanu Atlantyckiego. Stolicą wszystkich kontynentów był Nowy Jork. Mimo że Afryka, Australia i Antarktyda znajdowały się daleko od obu Ameryk, były one nadal ściśle kontrolowane.
Na Czarnym Ladzie znajdowali się nieliczni ludzie, którzy zajmowali się wydobyciem złota, ropy naftowej oraz diamentów. Czasami sprowadzano stamtąd dzikie zwierzęta jako atrakcje w zoo lub w cyrku . Nieliczne tereny kontynentu służyły jako ośrodki rekreacji. Tak samo wykorzystywana była Australia. Antarktyda, jako kontynent skuty lodem, nadal była opustoszała. Ludzie mieszkali tylko i wyłącznie na terenie Ameryki Północnej i Południowej. Stolicą wszystkich kontynentów był Nowy Jork.
– Violin spotkał się z dowódcą magów stojących po naszej stronie – Arreto Milano. Miało to miejsce w Paryżu, czyli stolicy ówczesnej Francji – kontynuowała nauczycielka.
Liv spojrzała na zdjęcie przedstawiające obu mężczyzn. Adrien Violin był wysokim mężczyzną o orlim nosie, rzadkich włosach czekoladowej barwy i stalowym spojrzeniu. Mężczyzna twardo patrzył na swojego rozmówcę, który wydawał się spokojny. Arreto Milano wyglądał na typowego lekkoducha, może dlatego, że był bardzo młody. Miał długie włosy związane w kitę, w kolorze popielatego blondu, i niebieskie oczy. Niedojrzałość przywódcy magów była zapewne jednym z powodów ich unicestwienia.
– Ich spotkanie odbyło się dwudziestego piątego kwietnia dwa tysiące czterdziestego szóstego roku, czyli pół roku po wybuchu wojny. Ugodę, jaką tam zawarli, nazywamy Ustaleniami Paryskimi – opowiadała pani Blake. – Wie ktoś, jakie były założenia tego układu?
Tym razem to Olivia podniosła rękę jako pierwsza. Historyczka skinęła głową na znak, że ma mówić.
– Ustalono, że cywile pomogą jasnym gildiom w zniszczeniu mrocznych gildii. Po wojnie mieli razem żyć w zgodzie – wyrecytowała.
– Bardzo dobrze, Olivio. Jednak ludzie nie do końca wywiązali się z umowy, ponieważ odkryli sposób na zabicie swoich sprzymierzeńców. W strachu przed tym, że mogą oni jednak próbować ich unicestwić, wybili w pień wszystkich magów. Kto powie, co się działo po wojnie?
– Po wojnie wyrocznia, Estera dzięki swoim umiejętnościom przewidywania przyszłości, wybrała dwóch królów: Aarona i Gardala – powiedziała Holly, wyniośle spoglądając na nauczycielkę.
– Zgadza się – aby przekazać intelekt Aarona, dojrzałość i roztropność Gardala oraz dar Estery, spłodzili oni dwóch synów i córkę, następnie rodzeństwo musiało objąć władzę i spłodzić potomstwo, i ta tradycja trwa do dzisiaj, dlatego władcy, których posiadamy teraz , są w prostej linii spokrewnieni z pierwszymi władcami.
– To straszne – to tak, jakby kazali mi teraz być z moim bratem – skrzywiła się Gloria.
– Racja. Zauważmy, że taki system działał również w starożytnym Egipcie – powiedziała nauczycielka. – A teraz spakujcie się, za chwilę dzwonek.
Kiedy wszyscy skończyli się pakować, jak na zawołanie rozbrzmiał dzwonek kończący lekcję. Liv szybko wyszła z klasy, aby poczekać na Glorię na korytarzu. Po chwili jej przyjaciółka wyszła z sali w towarzystwie Leviego. Był koniec lekcji, więc wracali już do domu. Cała trójka mieszkała na obrzeżach miasta, dlatego razem wracali po lekcjach autobusem.
– Cieszę się, że to już koniec, ten dzień był taki męczący – trajkotała Gloria. – Levi, może wpadniesz dzisiaj do nas na kolację, moja mama specjalnie przygotowała pieczeń.
– Zobaczę – odpowiedział krótko.
Od kiedy rodzice Leviego zginęli w wypadku, chłopak często bywał w domu przyjaciółki Liv. Rodzice Glorii bardzo go lubili, jednak Liv nie miała pojęcia dlaczego.
Cała trójka wyszła ze szkoły. Przy bramie czekali na nich Gilbert i Oliver. Liv spojrzała tęsknie w stronę brata przyjaciółki, który pomachał im na przywitanie. Drugi chłopak od razu się rozpromienił, kiedy zobaczył Glorię. Oliver był bratem Liv i był tak samo beznadziejnie zakochany w Glorii, jak ona w Gilbercie, z tą różnicą, że on miał to szczęście poślubić w przyszłości swoją wybrankę. Chociaż czy można to nazwać szczęściem, kiedy twoja ukochana myśli o kimś innym?
Oliver był wysokim chłopakiem o jasnej karnacji, brązowych włosach pofarbowanych na czarno i niebieskich oczach. Na znak swojego buntu przeciwko systemowi, zazwyczaj ubierał się na czarno i podkreślał swoje oczy czarną kredką. Rzeczą, która przykuwała wzrok w jego twarzy, był srebrny kolczyk w wardze i identyczny w nosie. Chłopak miał delikatne rysy twarzy, tak samo jak jego siostra.
Liv, podobnie jak brat, miała niebieskie oczy i jasną cerę. Tak jak on farbowała swoje brązowe włosy, ale nie na czarno, tylko na różowo. Wcześnie obcięła je na krótko, przez co Levi przez miesiąc naśmiewał się z niej, że wygląda jak zniewieściały chłopak. Liv przez to długo żałowała, że je ścięła, ale włosy szybko urosły jej do ramion. To była jedyna oznaka buntu, na jaką było ją stać.
– Hej – przywitał ich Gilbert.
– Hej – odpowiedziały Liv i Gloria.
Levi, nic nie mówiąc, skierował się w stronę przystanku autobusowego.
– Halo, a pan jest zbyt wyniosły, żeby wracać z takim plebsem jak my, czy o co chodzi?! – zawołała Liv, poirytowana jego zachowaniem.
– Ze względu na kulturę ująłbym to nieco inaczej, ale jak już jesteśmy bezpośredni... – odparł, zatrzymując się.
— Ty cholerny idioto, całe życie będę się męczyć z twoim nadętym ego! Może to dlatego, że coś mało masz dla niego przestrzeni?!
– Przytyki odnośnie wzrostu, bardzo dojrzałe.
– Przy takim zachowaniu uważasz, że masz w ogóle coś wspólnego z dojrzałością i kulturą? – mówiła, coraz bardziej podenerwowana.
– Przy takim rozmiarze piersi uważasz, że masz w ogóle coś wspólnego z kobietą? – zapytał.
– Nienawidzę cię! – warknęła Liv
– Jak mi przykro – powiedział Levi i ruszył w stronę przystanku.
Liv zacisnęła ręce w pięści. Jak on ją denerwował! Dlaczego dostała za męża takiego gbura?! Próbowała go na swój sposób wychować, ale Levi skutecznie opierał się jej metodom. Olivia miała wrażenie, że dopiero gdyby uderzyła go łopatą w głowę, zacząłby się zastanawiać nad tym, co do niej mówi.
– Nie przejmuj się, Liv – powiedział Gilbert. – Wiesz, jaki on jest.
Gilbert był zawsze lojalnym przyjacielem, spokojnie można by go porównać do psa. Nieważne, jak zachowywał się jego przyjaciel, on zawsze go bronił i próbował wyjaśnić jego zachowanie, nawet jeżeli ten sam przyjaciel zabiłby jego siostrę.
– Chodźmy na autobus – zaproponował Gilbert i skierował się w stronę przystanku.
Cała trójka poszła za nim. Ulice były zatłoczone. Wszędzie można było zauważyć uczniów wracających do domów. Byli to licealiści z ich szkoły oraz z podstawówki znajdującej się zaraz obok.
Liv uśmiechnęła się, widząc drobną dziewczynę o dwóch cienkich brązowych warkoczach związanych ładnymi różowymi wstążkami. Różowy plecach wydawał się ogromny w porównaniu do ciała dziewczynki, tak że kiedy patrzyło się od tyłu, wydawało się, że zamiast dziecka z plecakiem idzie torba na pajęczych nóżkach. Olivia przypomniała sobie, jak sama była taką małą dziewczynką z mysimi ogonkami i różowym plecakiem wypchanym kolorowymi książkami.
Wtedy jeszcze nie do końca rozumiała obecną sytuację; oczywiście wiedziała, że Levi będzie jej mężem, ale nie brała tego na poważnie.
– Cholera – zaklął Oliver – uciekł nam autobus.
Liv spojrzała w stronę pustego przystanku, z którego przed chwilą odjechał autobus.
– Poczekamy na następny, czy idziemy pieszo? – zapytała Gloria, nawijając na dwa palce kosmyk włosów.
Gilbert nie zdążył odpowiedzieć, bo na przystanek przyjechał samochód. Auto było nowe, a silnik wydawał cichy warkot, podobny do pomruków tygrysa. Pojazd miał czarny kolor i wręcz lśnił czystością, jakby jego właściciel zajmował się jedynie jego myciem i woskowaniem. Na masce znajdował się niewielki znaczek marki porsche. Szyba od strony kierowcy zjechała powoli w dół, a ich oczom ukazał się Levi w okularach przeciwsłonecznych na nosie. Jedną ręką opierał się o okno samochodu, a drugą trzymał na kierownicy.
– Mam wam wysłać zaproszenia? – prychnął.
Liv przewróciła oczami. Wujek Leviego był bogaty, więc drogi samochód był dla niego niczym. Mimo że Levi nie szczycił się swoim bogactwem, jego sposób bycia czasami sugerował zupełnie co innego, chociaż zazwyczaj nie było to niemiłe lub złośliwe. Nic nie sugerowało, że czuje się lepszy od nich, jednak Liv doskonale wiedziała, że Levi tak się właśnie czuje. Nie było to spowodowane bogactwem – chłopak, nawet gdyby był żebrakiem, zapewne nadal utrzymywałby, że jest boski. Olivia nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego jej narzeczony tak myśli i nawet jeżeli próbowała się tego dowiedzieć, on nigdy nie kwapił się, żeby to wyjaśnić.
Glorii na widok chłopaka zaświeciły się oczy, szybko ruszyła w stronę samochodu, aby zająć miejsce obok kierowcy. Oliver westchnął, widząc to. Może i przyszłość miał spędzić z Glorią, ale zawsze pozostawała świadomość, że dziewczyna kocha kogoś innego. Gilbert tylko pokręcił głową z dezaprobatą i wsiadł do samochodu. Liv zajęła miejsce między Gilbertem a Oliverem.
Levi wrzucił bieg i odjechał z przystanku. Chciał przyspieszyć, zamiast tłuc się przez centrum z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, ale nie miał teraz ochoty na krzyki Liv, z których wyniósłby jedynie tyle, że jest nieodpowiedzialny.
– Liv, może ty i Oliver też wpadniecie dzisiaj na kolację? – zaproponował Gilbert, przerywając ciszę panującą w aucie.
— Jasne, czemu nie – odpowiedziała dziewczyna, starając się, aby jej głos nie brzmiał zbyt entuzjastycznie.
Liv i Oliver co roku przychodzili na kolację do państwa Knight. Nigdy tak naprawdę nie wiedzieli, dlaczego rodzice Glorii i Gilberta organizowali ją i choć nigdy o to nie pytali, to zawsze ich to nurtowało.
– Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego każdego dwudziestego czwartego maja organizujecie uroczystą kolacyjkę – powiedział Oliver, stukając palcem w szybę.
– Tak po prostu – odpowiedział Gilbert, a Olivia wyczuła, że chłopak się spiął.
Levi zacisnął dłonie mocnej na kierownicy.
– A co za różnica? – zapytał , przyspieszając.
Levi doskonale wiedział, z jakiego powodu odbywała się cała ta kolacja, ale zdecydowanie było to coś, co lepiej było zachować dla siebie. TO nigdy nie powinno wyjść na światło dzienne.
– Zawsze myślałam, że to z okazji moich urodzin – zażartowała Olivia, żeby rozładować napiętą atmosferę panującą w samochodzie.
– Tak, bo panna Olivia Hale jest najważniejsza na świecie – prychnął Levi.
Liv rzuciła mu spojrzenie mrożące krew w żyłach, ale nic nie powiedziała, ponieważ jechała jego samochodem, a Levi byłby w stanie wysadzić ją nawet na środku autostrady, gdyby go zbytnio zdenerwowała.
– A co do twoich urodzin, to mam dla ciebie prezent – zapiszczała Gloria – ale dam ci go dopiero wieczorem.
– Co takiego? – zapytała, chociaż prezent najmniej ją interesował w tym momencie.
– Jak masz tak do tego podchodzić, to ci nie powiem – odparła dziewczyna i skrzyżowała ręce na piersi.
– Gloria, nie obrażaj się – jęknęła.
– Już za późno – odezwał się Gilbert. – Teraz będzie cicho całą drogę.
Do domu dojechali w milczeniu. Ślepy los tak chciał, że wszyscy mieszkali na tej samej ulicy. Liv i Oliver rezydowali na tym osiedlu od urodzenia. Rodzice Glorii i Gilberta przeprowadzili się tutaj, kiedy Gilbert był niemowlakiem, aby ich ojciec mógł otworzyć prywatny gabinet ginekologiczny. Levi mieszkał tutaj najkrócej – przeprowadził się, kiedy miał osiem lat, razem z rodzicami i starszą siostrą Lily, niestety teraz mieszkał tam jedynie ze swoim wujkiem Alecem.
– Wysiadka – powiedział Levi, kiedy zaparkował na podjeździe swojego domu.
– Nikt by się sam nie domyślił – zaśmiał się Gilbert, na co Levi jedynie przewrócił oczami.
Wszyscy opuścili samochód. Oliver od razu bąkną niewyraźne „cześć" i udał się do domu.
– Będę go musiała wychować – westchnęła Gloria, odprowadzając swojego narzeczonego wzrokiem.
– No cóż, Oliver to Oliver – odparła Olivia i spojrzała w stronę domu Leviego.
Ku jej zaskoczeniu firana w kuchni poruszyła się. Liv gwałtownie nabrała powierza. Ktoś mógł się włamać do jego domu. Z jednej strony to nic dziwnego, w końcu jego wujek jest bogaty, a samego domu nie powstydziłby się nawet właściciel kopalni diamentów, ale z drugiej jak ktoś mógł obejść ich zabezpieczenia i do tego włamać się w biały dzień? Wszyscy doskonale wiedzieli, że Alec Gallagher jest bardzo ostrożny i chroni swój dobytek, jakby był co najmniej skrytką bankową jakiegoś miliardera.
– A ty co się tam tak gapisz, firanki ci się spodobały? – prychnął Levi.
– Ktoś jest w twoim domu – powiedziała.
Levi odwrócił się w stronę okna kuchennego. Dopiero teraz Liv zauważyła jakąś postać stojącą w pewnej odległości od okna, po chwili jednak zniknęła.
– Gadasz głupoty, to kot – odparł chłopak, jednak ona wyczuła w jego głosie pewne napięcie.
– Od kiedy ty masz kota? – zapytała podejrzliwie.
– Od jakiegoś roku, jakbyś częściej przebywała w moim domu, to byś wiedziała – warknął.
Tutaj dziewczynie zabrakło argumentów. To faktycznie mógł być kot, bywała w domu Leviego tak rzadko, że swoje wizyty tam mogła policzyć na palcach obu rąk. Oczywiście jego wujek Alec zapraszał ją wiele razy, ale zawsze zdążyła wymyślić jakąś wymówkę.
– Widziałam człowieka. – Postanowiła brnąć w to dalej.
– A nie słonia? – zaśmiał się, chociaż Liv wyczuwała, że jest to sztuczne.
– Liv, jesteś zmęczona po ciężkim dniu, to na pewno był kot – powiedział Gilbert, kładąc jej dłoń na ramieniu.
– Może masz rację – odparła, nadal niepewnie spoglądając na swojego narzeczonego.
– No dobrze, to zobaczymy się wieczorem – pożegnała ich wesoło Gloria i poszła do swojego domu.
– Do zobaczenia – odparła Liv i odeszła.
Odwróciła się po raz ostatni, żeby upewnić się, że to tylko przywidzenia lub jakiś cień. Wtem za oknem zobaczyła młodą kobietę o falowanych włosach. Teraz już była pewna, że to nie są zwykłe urojenia.
Czy Levi coś ukrywa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia