piątek, 29 marca 2019

Gwiazdy Spadają Tylko o Północy - Rozdział 4


„Publiczne egzekucje to podstawa utrzymania społeczeństwa w ryzach"

~Gilbert
Tak jak przewidziała Liv, przez ponad połowę nocy nie mogła zmrużyć oka. Rysować skończyła po dwudziestej trzeciej, a następnie przez kilka godzin bezmyślnie wpatrywała się w sufit. Zasnęła dopiero nad ranem, ale nie na długo, bo około trzech godzin później obudził ją budzik oznajmujący, że czas wstać i udać się do szkoły.
Podniosła się z łóżka, niezadowolona, że musi opuścić wygodny materac i ciepłą kołdrę. Spojrzała na wykonany poprzedniego wieczoru rysunek. Była zadowolona z efektu, ale wolała nikomu się nim nie chwalić. Gdyby Gloria go zobaczyła, mogłoby się to źle skończyć. Liv schowała kartkę pod gumową podkładkę leżącą na biurku i zaczęła szykować się do szkoły. Z szafy wyciągnęła krótki kombinezon na ramiączkach w wielobarwne kwiaty i jeansową kurtkę. Ostatnie dni maja były wyjątkowo ciepłe, więc uczniowie coraz częściej nosili lżejsze ubrania. Olivia dziękowała losowi, że w jej szkole, kiedy zaczyna robić się ciepło, nie trzeba nosić mundurków. Musiała je już nosić w podstawówce i nadal pamiętała, jak uciążliwe potrafiły być one latem.
Dziewczyna szybko się ubrała i udała się do kuchni. Na stole stały już porozkładane talerzyki śniadaniowe, świeża herbata w szklanym dzbanku i koszyk z wczorajszym chlebem. Matka Olivii stała przy kuchennym blacie i kroiła pomidory na kanapki.
– Hej – powitała ją niemrawo Liv.
– Hej, wyjmij z lodówki ser i szynkę – nakazała pani Hale.
Dziewczyna przytaknęła i podeszła do lodówki, aby wyjąć produkty. Postawiła jedzenie na stole i od razu podeszła do ekspresu, żeby zrobić dla siebie świeżą kawę. Usiadła przy stole i zaczęła powoli popijać ciepły napój, mając nadzieję, że pomoże on odegnać senność.
– Dziecko, co ty robiłaś w nocy? – zapytała Lenore, widząc zmarnowaną córkę.
– Nie mogłam zasnąć – odparła. – Gdzie tata i Oliver?
– Tata w łazience, a Oliver jeszcze śpi – odpowiedziała kobieta.
Jak na zawołanie ojciec dziewczyny pospiesznie wszedł do kuchni, ubrany w granatowy garnitur, białą koszulę i srebrny krawat. Jego praca w pałacu wymagała, aby wyglądał elegancko, niezależnie od warunków pogodowych.
– Lenore, nie dam rady cię dzisiaj podwieźć do pracy – powiedział mężczyzna, pospiesznie nalewając herbaty do szklanki. – Strasznie się dzisiaj spieszę. Zostawię ci samochód, a sam pojadę taksówką.
– Za dużo pracujesz – rzuciła oskarżycielsko kobieta.
– W pałacu jest zawsze dużo pracy, ale przynajmniej dobrze płacą.
Mężczyzna duszkiem wypił swoją herbatę i sięgnął po telefon, aby zamówić taksówkę. Po chwili w kuchni pojawił się również Oliver. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, a czarny T-shirt, który miał na sobie, był strasznie pomięty, tak samo jak jeansy.
– Mam nadzieję, że nie masz zamiaru iść tak do szkoły. – Matka spojrzała na niego z dezaprobatą.
Chłopak, zamiast odpowiedzieć, wzruszył ramionami i usiadł obok siostry, aby spokojnie zjeść śniadanie. Pani Hale pokręciła głową z niezadowoleniem, ale nie zwracała synowi uwagi ponownie, ponieważ wiedziała, że niewiele to da. Liv szybko pochłonęła dwie kanapki i udała się do łazienki, zanim zajmie ją jej brat.
Dziewczyna rozczesała swoje potargane różowe włosy, umyła zęby i zrobiła delikatny makijaż. Szybko opuściła łazienkę i udała się do swojego pokoju po torebkę. Przez okno zobaczyła taksówkę zatrzymującą się przed ich domem i wsiadającego do niej ojca. Wpatrywała się w samochód, dopóki nie odjechał. Olivia wzięła z biurka kluczyki od swojego niebieskiego garbusa.
– Oliver, jedziesz ze mną? – zapytała, wychodząc z pokoju z beżową torbą na ramieniu.
– Jadę motocyklem – odparł jej brat, wchodząc do łazienki.
– Mamo, wychodzę – oznajmiła dziewczyna, idąc do korytarza, a następnie zakładając miętowe trampki.
– Jedź ostrożnie – usłyszała głos matki.
– Będę – odpowiedziała i wyszła z domu.
Dziewczyna z dumą spojrzała na swój samochód, zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Nareszcie nie będzie musiała nikogo prosić o to, aby ją gdzieś podwiózł. Wsiadła do auta, ówcześnie kładąc torebkę na tylnym siedzeniu. Przekręciła kluczyk w stacyjce i zgrabnie odjechała z podjazdu. Garbusa prowadziło się jak marzenie, chociaż hamulec i gaz były bardzo czułe.
Do szkoły dotarła w dziesięć minut, szczęśliwie udało się jej ominąć korki. Zaparkowała samochód na szkolnym parkingu i skierowała się w stronę placówki. Przy swojej szafce zauważyła Glorię, która przeglądała coś na telefonie.
– Cześć – przywitała ją Liv.
– Cześć – odparła dziewczyna.
Olivia otworzyła swoją szafkę i wyciągnęła z niej książkę od matematyki, która była jej pierwszą lekcją. Była zawiedziona, miała nadzieję, że Gloria wyjaśni jej to, co wczoraj się stało, ale zamiast tego przyjaciółka wpatrywała się w ekran telefonu.
– Leviego dzisiaj nie będzie – oznajmiła Knight po chwili ciszy.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Nie wiem, nie napisał.
Dziewczyna pokazała jej SMS, w którym chłopak pisał, że nie będzie dzisiaj obecny. Liv wyciągnęła swój telefon i napisała wiadomość do narzeczonego.
Dlaczego cię dzisiaj nie ma? Tchórzysz, bo mamy dzisiaj dwie biologie?
Podejrzewała, że to właśnie z tego powodu chłopak nie ma zamiaru pojawić się na zajęciach. Nie od dzisiaj wszyscy wiedzieli, że Levi nie cierpiał przedmiotów przyrodniczych, a zwłaszcza biologii. Gallagher natychmiast jej odpisał:
Muszę coś załatwić dla wuja, możesz po południu przynieść mi lekcje.
Kto powiedział, że mam zamiar dać ci spisać moje notatki?
Zrobisz to z miłości do narzeczonego.
Liv prychnęła, czytając jego wiadomość, i wrzuciła telefon do torby.
– Co się stało? – zapytała Gloria.
Dziewczyna pokazała przyjaciółce treść SMS-a. Gloria szybko przeczytała wiadomość, zacisnęła mocno usta i wbiła wzrok w podłogę. Nie chciała, żeby Liv z nim pisała, nawet jeżeli było to zwykłe pytanie o nieobecność.
– Chodźmy do klasy – mruknęła i skierowała się w stronę sali od matematyki.
Przyjaciółki weszły do klasy i zajęły swoje miejsca. W sali było już sporo osób, ale kilka miejsc nadal pozostało pustych. Chwilę przed dzwonkiem do pomieszczania weszła wysoka dziewczyna o krótkich włosach, które w połowie były czarne, a w połowie białe. Jej ubranie było pogniecione, biała koszula od mundurka, którego nie musiała już nosić, wystawała ze spódniczki, a krawat wisiał na jej szyi, niechlujnie zawiązany. Uczennica wyglądała na okropnie zmęczoną, oczy miała podkrążone, cera wydawała się bielsza niż zwykle, a oczy miała zapuchnięte, jakby płakała przez wiele długich godzin.
– Co się stało z Lucy? – zapytała Liv, patrząc na dziewczynę. – Nie było jej w szkole od tygodnia.
– Nic nie wiesz? – zdziwiła się Gloria. – Jej matka urodziła bliźniaki, dwa dni temu w ich domu byli egzekutorzy i zabili jedno. Podobno cała jej rodzina strasznie to przeżywa.
No tak, w tych czasach urodzenie bliźniąt, nieważne czy dwu, czy jednojajowych, było przestępstwem. Wszystko to za sprawą jednej przepowiedni, wypowiedzianej przez pierwszą królową na łożu śmierci.
Gdy słońce zgaśnie i ciemność pogrąży ziemię, nastanie koniec tego świata.
Para bliźniąt, jak ogień i woda, jak słońce i księżyc, zakończą istnienie wszechświata.
Zrodzone tego samego dnia, będące początkiem i końcem ludzkości.
Magia zapanuje na świecie, obwieszczając jego upadek.
Z tego wynikało, że bliźnięta mogą zniszczyć to, jak działa świat. Władze nie chciały kolejnej wielkiej wojny, więc rozkazano zabijać jedno z bliźniaków, aby przepowiednia się nie spełniła. Właśnie dlatego Liv uważała istnienie siostry Glorii za nierealne. Dzieci ze zdjęcia były w równym wieku, co mogło oznaczać jedynie, że są bliźniakami. Jak to możliwe, że dziecko nie zginęło zaraz po narodzeniu? Pani Knight mówiła coś o dziesięciu latach. Dziewczynka nie mogła dostać się w ręce władz, bo wtedy cała rodzina zostałaby oskarżona o celowe działanie przeciw władzy, a następnie poddana egzekucji. Dziewczyny jednak nie było w domu.
Do wielu pytań krążących po głowie Liv doszło kolejne. Gdzie tak naprawdę znajduje się teraz dziewczyna?
***
Levi odłożył telefon i sięgnął po laptopa. Tym razem nie kłamał, naprawdę miał parę rzeczy do załatwienia. Musiał zamówić odpowiednią ilość ubrań, jedzenia i picia na rzecz domu dziecka, przynajmniej formalnie – w rzeczywistości było to trochę bardziej skomplikowane. Zazwyczaj zamawianie tego wszystkiego trochę zajmowało, a to dlatego, że jedni mieli taki rozmiar, drudzy taki, niektórzy mieli alergię na orzechy, inni na gluten. Nierozsądnym było opuszczanie dnia w szkole, ale gdyby zrobił to po południu, nie miałby czasu odrobić lekcji, a do tego nie miał zamiaru dopuścić.
Teraz siedział w salonie z laptopem na kolanach, popijając świeżą kawę i oglądając pobieżnie jakiś program w telewizji. Obok niego leżał plik kartek z rozmiarami każdej osoby i ewentualną listą alergii.
– Zamów mi tę kurtkę – powiedziała dziewczyna, opierając się o kanapę i wskazując na ekranie laptopa letnią kurtkę w kolorze moro.
– A czy wszystko, co masz w szafie, musi mieć taki kolor? – zapytał, nawet nie patrząc na swoją rozmówczynię.
Dziewczyna prychnęła i usiadła na kanapie obok niego. Nogi położyła na stole, co spotkało się z dezaprobatą chłopaka.
– Zdejmij nogi ze stołu – rozkazał.
– Bo co? – odparła hardo.
Levi westchnął i z rezygnacją spojrzał na swojego rozmówcę. Dziewczyna była niższa od niego, co mu się podobało, bo w każdej chwili mógł na nią spojrzeć z góry. Miała szczupłe, wysportowane ciało i średniej wielkości biust. Kręcone, kasztanowe włosy sięgały jej do bioder, a kiedy padały na nie promienie słońca, wydawały się ognisto rude. Na zadartym nosie odznaczało się kilka piegów, jednak najbardziej uwagę przyciągały jej oczy: lewe fiołkowe, a prawe morskie.
– Nie kupię ci kurtki – oznajmił, uśmiechając się wrednie.
Dziewczyna wytknęła mu język, ale zrobiła, co kazał.
– Chcę jeszcze to. – Tym razem wskazała na ekranie laptopa luźną bluzę w arbuzy, bez kaptura.
– Lotta! Ty w kolorowych ubraniach? – zaśmiał się Levi.
– Najpierw marudzisz, że noszę moro, a teraz jak chcę coś kolorowego, to się ze mnie śmiejesz — oburzyła się Loretta, krzyżując ręce na piersi.
– Nie potrafię sobie ciebie wyobrazić w czymś kwiecistym albo z nadrukowanymi owocami – wyjaśnił – ale moro też nie możesz wiecznie nosić.
– Liv spodobał się pierścionek? – zmieniła temat.
– Nie wiem.
– Nie wiesz?
– Nie. Dałem jej go i poszedłem, zanim otworzyła pudełko.
Lotta roześmiała się, doprowadzając tym Leviego do szału. Dźgnął ją łokciem w żebra, ale ona nadal się śmiała.
– Serio? Jesteś generałem rebeliantów, a boisz się reakcji dziewczyny, która ci się podoba?
– To nie jest zabawne – warknął chłopak, zamykając laptopa.
— Oczywiście, że jest! Ciągle się z nią kłócisz, a tak naprawdę bujasz się w niej od gimnazjum! To jest takie głupie, że aż zabawne.
Levi rzucił jej mrożące krew w żyłach spojrzenie, ale Loretta nie zwróciła na to uwagi, bo była już przyzwyczajona do jego wzroku.
– Twoja matka się o ciebie martwi – tym razem to Levi zmienił temat.
– Kłamstwo – odparła, wbijając wzrok w ścianę. – Gdyby się martwiła, to by mnie szukała.
– Jesteś niesamowicie krytyczna w stosunku do swojej rodziny.
– A ty byś nie był na moim miejscu?
Dziewczyna, nie czekając na jego odpowiedź, wstała z kanapy i wyszła z salonu. To był dla niej drażliwa kwestia, której nie lubiła poruszać, zawsze wtedy wychodziła lub prowadziła rozmowę na inny tor. Założyła cienką kurtkę z kapturem w kolorze zgniłej zieleni, a włosy sprawnie zaplotła w warkocz.
– Dokąd znowu idziesz? – zapytał Levi, stając w drzwiach korytarza.
– Dziś egzekucja George'a – wyjaśniła. – Wypada, żeby ktoś z nas przy tym był.
– Chodząc na wszystkie egzekucje narobisz sobie tylko kłopotów.
– Skoro już musimy pozwalać ludziom umierać za rebelię, to mają prawo mieć świadomość tego, że należą do niej aż do śmierci, a nie do momentu, w którym przestają być przydatni – warknęła.
Levi był świadom tego, że była przewrażliwiona na tym tle, ale pojawianie się w miejscu publicznym osoby, która teoretycznie nie istnieje, nie było dobrym pomysłem.
– Idź – powiedział zrezygnowany, wiedział, że jej nie zatrzyma.
Loretta, nic nie mówiąc, zarzuciła przyduży kaptur na głowę i wyszła z domu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia