„Publiczne egzekucje to podstawa utrzymania społeczeństwa w ryzach"
~Gilbert
Tak jak przewidziała
Liv, przez ponad połowę nocy nie mogła zmrużyć oka. Rysować skończyła po
dwudziestej trzeciej, a następnie przez kilka godzin bezmyślnie
wpatrywała się w sufit. Zasnęła dopiero nad ranem, ale nie na długo, bo
około trzech godzin później obudził ją budzik oznajmujący, że czas wstać
i udać się do szkoły.
Podniosła się z łóżka,
niezadowolona, że musi opuścić wygodny materac i ciepłą kołdrę.
Spojrzała na wykonany poprzedniego wieczoru rysunek. Była zadowolona z
efektu, ale wolała nikomu się nim nie chwalić. Gdyby Gloria go
zobaczyła, mogłoby się to źle skończyć. Liv schowała kartkę pod gumową
podkładkę leżącą na biurku i zaczęła szykować się do szkoły. Z szafy
wyciągnęła krótki kombinezon na ramiączkach w wielobarwne kwiaty i
jeansową kurtkę. Ostatnie dni maja były wyjątkowo ciepłe, więc uczniowie
coraz częściej nosili lżejsze ubrania. Olivia dziękowała losowi, że w
jej szkole, kiedy zaczyna robić się ciepło, nie trzeba nosić mundurków.
Musiała je już nosić w podstawówce i nadal pamiętała, jak uciążliwe
potrafiły być one latem.
Dziewczyna szybko się
ubrała i udała się do kuchni. Na stole stały już porozkładane talerzyki
śniadaniowe, świeża herbata w szklanym dzbanku i koszyk z wczorajszym
chlebem. Matka Olivii stała przy kuchennym blacie i kroiła pomidory na
kanapki.
– Hej – powitała ją niemrawo Liv.
– Hej, wyjmij z lodówki ser i szynkę – nakazała pani Hale.
Dziewczyna przytaknęła i
podeszła do lodówki, aby wyjąć produkty. Postawiła jedzenie na stole i
od razu podeszła do ekspresu, żeby zrobić dla siebie świeżą kawę.
Usiadła przy stole i zaczęła powoli popijać ciepły napój, mając
nadzieję, że pomoże on odegnać senność.
– Dziecko, co ty robiłaś w nocy? – zapytała Lenore, widząc zmarnowaną córkę.
– Nie mogłam zasnąć – odparła. – Gdzie tata i Oliver?
– Tata w łazience, a Oliver jeszcze śpi – odpowiedziała kobieta.
Jak na zawołanie ojciec
dziewczyny pospiesznie wszedł do kuchni, ubrany w granatowy garnitur,
białą koszulę i srebrny krawat. Jego praca w pałacu wymagała, aby
wyglądał elegancko, niezależnie od warunków pogodowych.
– Lenore, nie dam rady
cię dzisiaj podwieźć do pracy – powiedział mężczyzna, pospiesznie
nalewając herbaty do szklanki. – Strasznie się dzisiaj spieszę. Zostawię
ci samochód, a sam pojadę taksówką.
– Za dużo pracujesz – rzuciła oskarżycielsko kobieta.
– W pałacu jest zawsze dużo pracy, ale przynajmniej dobrze płacą.
Mężczyzna duszkiem wypił
swoją herbatę i sięgnął po telefon, aby zamówić taksówkę. Po chwili w
kuchni pojawił się również Oliver. Jego włosy sterczały na wszystkie
strony, a czarny T-shirt, który miał na sobie, był strasznie pomięty,
tak samo jak jeansy.
– Mam nadzieję, że nie masz zamiaru iść tak do szkoły. – Matka spojrzała na niego z dezaprobatą.
Chłopak, zamiast
odpowiedzieć, wzruszył ramionami i usiadł obok siostry, aby spokojnie
zjeść śniadanie. Pani Hale pokręciła głową z niezadowoleniem, ale nie
zwracała synowi uwagi ponownie, ponieważ wiedziała, że niewiele to da.
Liv szybko pochłonęła dwie kanapki i udała się do łazienki, zanim zajmie
ją jej brat.
Dziewczyna rozczesała
swoje potargane różowe włosy, umyła zęby i zrobiła delikatny makijaż.
Szybko opuściła łazienkę i udała się do swojego pokoju po torebkę. Przez
okno zobaczyła taksówkę zatrzymującą się przed ich domem i wsiadającego
do niej ojca. Wpatrywała się w samochód, dopóki nie odjechał. Olivia
wzięła z biurka kluczyki od swojego niebieskiego garbusa.
– Oliver, jedziesz ze mną? – zapytała, wychodząc z pokoju z beżową torbą na ramieniu.
– Jadę motocyklem – odparł jej brat, wchodząc do łazienki.
– Mamo, wychodzę – oznajmiła dziewczyna, idąc do korytarza, a następnie zakładając miętowe trampki.
– Jedź ostrożnie – usłyszała głos matki.
– Będę – odpowiedziała i wyszła z domu.
Dziewczyna z dumą
spojrzała na swój samochód, zaparkowany po drugiej stronie ulicy.
Nareszcie nie będzie musiała nikogo prosić o to, aby ją gdzieś podwiózł.
Wsiadła do auta, ówcześnie kładąc torebkę na tylnym siedzeniu.
Przekręciła kluczyk w stacyjce i zgrabnie odjechała z podjazdu. Garbusa
prowadziło się jak marzenie, chociaż hamulec i gaz były bardzo czułe.
Do szkoły dotarła w
dziesięć minut, szczęśliwie udało się jej ominąć korki. Zaparkowała
samochód na szkolnym parkingu i skierowała się w stronę placówki. Przy
swojej szafce zauważyła Glorię, która przeglądała coś na telefonie.
– Cześć – przywitała ją Liv.
– Cześć – odparła dziewczyna.
Olivia otworzyła swoją
szafkę i wyciągnęła z niej książkę od matematyki, która była jej
pierwszą lekcją. Była zawiedziona, miała nadzieję, że Gloria wyjaśni jej
to, co wczoraj się stało, ale zamiast tego przyjaciółka wpatrywała się w
ekran telefonu.
– Leviego dzisiaj nie będzie – oznajmiła Knight po chwili ciszy.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Nie wiem, nie napisał.
Dziewczyna pokazała jej
SMS, w którym chłopak pisał, że nie będzie dzisiaj obecny. Liv
wyciągnęła swój telefon i napisała wiadomość do narzeczonego.
Dlaczego cię dzisiaj nie ma? Tchórzysz, bo mamy dzisiaj dwie biologie?
Podejrzewała, że to
właśnie z tego powodu chłopak nie ma zamiaru pojawić się na zajęciach.
Nie od dzisiaj wszyscy wiedzieli, że Levi nie cierpiał przedmiotów
przyrodniczych, a zwłaszcza biologii. Gallagher natychmiast jej odpisał:
Muszę coś załatwić dla wuja, możesz po południu przynieść mi lekcje.
Kto powiedział, że mam zamiar dać ci spisać moje notatki?
Zrobisz to z miłości do narzeczonego.
Liv prychnęła, czytając jego wiadomość, i wrzuciła telefon do torby.
– Co się stało? – zapytała Gloria.
Dziewczyna pokazała
przyjaciółce treść SMS-a. Gloria szybko przeczytała wiadomość, zacisnęła
mocno usta i wbiła wzrok w podłogę. Nie chciała, żeby Liv z nim pisała,
nawet jeżeli było to zwykłe pytanie o nieobecność.
– Chodźmy do klasy – mruknęła i skierowała się w stronę sali od matematyki.
Przyjaciółki weszły do
klasy i zajęły swoje miejsca. W sali było już sporo osób, ale kilka
miejsc nadal pozostało pustych. Chwilę przed dzwonkiem do pomieszczania
weszła wysoka dziewczyna o krótkich włosach, które w połowie były
czarne, a w połowie białe. Jej ubranie było pogniecione, biała koszula
od mundurka, którego nie musiała już nosić, wystawała ze spódniczki, a
krawat wisiał na jej szyi, niechlujnie zawiązany. Uczennica wyglądała na
okropnie zmęczoną, oczy miała podkrążone, cera wydawała się bielsza niż
zwykle, a oczy miała zapuchnięte, jakby płakała przez wiele długich
godzin.
– Co się stało z Lucy? – zapytała Liv, patrząc na dziewczynę. – Nie było jej w szkole od tygodnia.
– Nic nie wiesz? –
zdziwiła się Gloria. – Jej matka urodziła bliźniaki, dwa dni temu w ich
domu byli egzekutorzy i zabili jedno. Podobno cała jej rodzina strasznie
to przeżywa.
No tak, w tych czasach
urodzenie bliźniąt, nieważne czy dwu, czy jednojajowych, było
przestępstwem. Wszystko to za sprawą jednej przepowiedni, wypowiedzianej
przez pierwszą królową na łożu śmierci.
Gdy słońce zgaśnie i ciemność pogrąży ziemię, nastanie koniec tego świata.
Para bliźniąt, jak ogień i woda, jak słońce i księżyc, zakończą istnienie wszechświata.
Zrodzone tego samego dnia, będące początkiem i końcem ludzkości.
Magia zapanuje na świecie, obwieszczając jego upadek.
Z tego wynikało, że
bliźnięta mogą zniszczyć to, jak działa świat. Władze nie chciały
kolejnej wielkiej wojny, więc rozkazano zabijać jedno z bliźniaków, aby
przepowiednia się nie spełniła. Właśnie dlatego Liv uważała istnienie
siostry Glorii za nierealne. Dzieci ze zdjęcia były w równym wieku, co
mogło oznaczać jedynie, że są bliźniakami. Jak to możliwe, że dziecko
nie zginęło zaraz po narodzeniu? Pani Knight mówiła coś o dziesięciu
latach. Dziewczynka nie mogła dostać się w ręce władz, bo wtedy cała
rodzina zostałaby oskarżona o celowe działanie przeciw władzy, a
następnie poddana egzekucji. Dziewczyny jednak nie było w domu.
Do wielu pytań krążących po głowie Liv doszło kolejne. Gdzie tak naprawdę znajduje się teraz dziewczyna?
***
Levi odłożył telefon i
sięgnął po laptopa. Tym razem nie kłamał, naprawdę miał parę rzeczy do
załatwienia. Musiał zamówić odpowiednią ilość ubrań, jedzenia i picia na
rzecz domu dziecka, przynajmniej formalnie – w rzeczywistości było to
trochę bardziej skomplikowane. Zazwyczaj zamawianie tego wszystkiego
trochę zajmowało, a to dlatego, że jedni mieli taki rozmiar, drudzy
taki, niektórzy mieli alergię na orzechy, inni na gluten. Nierozsądnym
było opuszczanie dnia w szkole, ale gdyby zrobił to po południu, nie
miałby czasu odrobić lekcji, a do tego nie miał zamiaru dopuścić.
Teraz siedział w salonie
z laptopem na kolanach, popijając świeżą kawę i oglądając pobieżnie
jakiś program w telewizji. Obok niego leżał plik kartek z rozmiarami
każdej osoby i ewentualną listą alergii.
– Zamów mi tę kurtkę –
powiedziała dziewczyna, opierając się o kanapę i wskazując na ekranie
laptopa letnią kurtkę w kolorze moro.
– A czy wszystko, co masz w szafie, musi mieć taki kolor? – zapytał, nawet nie patrząc na swoją rozmówczynię.
Dziewczyna prychnęła i usiadła na kanapie obok niego. Nogi położyła na stole, co spotkało się z dezaprobatą chłopaka.
– Zdejmij nogi ze stołu – rozkazał.
– Bo co? – odparła hardo.
Levi westchnął i z
rezygnacją spojrzał na swojego rozmówcę. Dziewczyna była niższa od
niego, co mu się podobało, bo w każdej chwili mógł na nią spojrzeć z
góry. Miała szczupłe, wysportowane ciało i średniej wielkości biust.
Kręcone, kasztanowe włosy sięgały jej do bioder, a kiedy padały na nie
promienie słońca, wydawały się ognisto rude. Na zadartym nosie
odznaczało się kilka piegów, jednak najbardziej uwagę przyciągały jej
oczy: lewe fiołkowe, a prawe morskie.
– Nie kupię ci kurtki – oznajmił, uśmiechając się wrednie.
Dziewczyna wytknęła mu język, ale zrobiła, co kazał.
– Chcę jeszcze to. – Tym razem wskazała na ekranie laptopa luźną bluzę w arbuzy, bez kaptura.
– Lotta! Ty w kolorowych ubraniach? – zaśmiał się Levi.
– Najpierw marudzisz, że
noszę moro, a teraz jak chcę coś kolorowego, to się ze mnie śmiejesz —
oburzyła się Loretta, krzyżując ręce na piersi.
– Nie potrafię sobie
ciebie wyobrazić w czymś kwiecistym albo z nadrukowanymi owocami –
wyjaśnił – ale moro też nie możesz wiecznie nosić.
– Liv spodobał się pierścionek? – zmieniła temat.
– Nie wiem.
– Nie wiesz?
– Nie. Dałem jej go i poszedłem, zanim otworzyła pudełko.
Lotta roześmiała się, doprowadzając tym Leviego do szału. Dźgnął ją łokciem w żebra, ale ona nadal się śmiała.
– Serio? Jesteś generałem rebeliantów, a boisz się reakcji dziewczyny, która ci się podoba?
– To nie jest zabawne – warknął chłopak, zamykając laptopa.
— Oczywiście, że jest!
Ciągle się z nią kłócisz, a tak naprawdę bujasz się w niej od gimnazjum!
To jest takie głupie, że aż zabawne.
Levi rzucił jej mrożące
krew w żyłach spojrzenie, ale Loretta nie zwróciła na to uwagi, bo była
już przyzwyczajona do jego wzroku.
– Twoja matka się o ciebie martwi – tym razem to Levi zmienił temat.
– Kłamstwo – odparła, wbijając wzrok w ścianę. – Gdyby się martwiła, to by mnie szukała.
– Jesteś niesamowicie krytyczna w stosunku do swojej rodziny.
– A ty byś nie był na moim miejscu?
Dziewczyna, nie czekając
na jego odpowiedź, wstała z kanapy i wyszła z salonu. To był dla niej
drażliwa kwestia, której nie lubiła poruszać, zawsze wtedy wychodziła
lub prowadziła rozmowę na inny tor. Założyła cienką kurtkę z kapturem w
kolorze zgniłej zieleni, a włosy sprawnie zaplotła w warkocz.
– Dokąd znowu idziesz? – zapytał Levi, stając w drzwiach korytarza.
– Dziś egzekucja George'a – wyjaśniła. – Wypada, żeby ktoś z nas przy tym był.
– Chodząc na wszystkie egzekucje narobisz sobie tylko kłopotów.
– Skoro już musimy
pozwalać ludziom umierać za rebelię, to mają prawo mieć świadomość tego,
że należą do niej aż do śmierci, a nie do momentu, w którym przestają
być przydatni – warknęła.
Levi był świadom tego,
że była przewrażliwiona na tym tle, ale pojawianie się w miejscu
publicznym osoby, która teoretycznie nie istnieje, nie było dobrym
pomysłem.
– Idź – powiedział zrezygnowany, wiedział, że jej nie zatrzyma.
Loretta, nic nie mówiąc, zarzuciła przyduży kaptur na głowę i wyszła z domu.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz