poniedziałek, 5 sierpnia 2019

One Breath Away - Rozdział 1



Pogoda pod koniec września była niezwykle kapryśna, słońce na zmianę przyjemnie przygrzewało i chowało się za chmurami zwiastującymi deszcz. Mało kto miał ochotę wyściubiać nos z zamku, lecz nie każdy miał możliwość spełnienia takiej zachcianki a jedną z tych osób był Regulus. Wściekły chłopak wracał z boiska Quidicha, na którym spędził całe wtorkowe popołudnie, jego ubranie było przemoknięte do suchej nitki i nieprzyjemnie lepiło się do ciała, co wyjątkowo go irytowało. Rozsądniej było udać się prosto do dormitorium, aby przebrać się w coś suchego, jednak był tak piekielnie głodny, że najpierw skierował swe kroki do wielkiej Sali, ponieważ zbliżała się pora kolacji. Z kamienną twarzą przeszedł przez wielką salę ignorując zdziwione spojrzenia uczniów, kilka dziewcząt przy stole ślizgonów szeptało w podekscytowaniu spoglądając na niego ukradkiem, jednak to również zignorował.
Regulusie, czyżbyś zapomniał, że kąpiel bierze się bez ubrania? – zażartowała Nymeria, gdy chłopak zajął miejsce naprzeciwko niej, nawet nie odrywając wzroku od książki.
Nymerio, czyżbyś zapomniała, że ubrania klejące się do ciała przyciągają wzrok płci przeciwnej – odparł. – Może powinnaś zacząć to praktykować, miałabyś z kim pójść na randkę.
Dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem, jednak widząc jak przekornie się do niej uśmiecha, również parsknęła śmiechem.
Jesteś okropny – westchnęła – a poza tym do walentynek na pewno kogoś znajdę.
W zeszłym roku też tak mówiłaś – wtrącił się Severus, który jak zwykle pojawił się jakby znikąd i zajął miejsce koło niej. – Pamiętasz może jak to się skończyło?
A pamiętasz może, jak się skończyła twoja przyjaźń z Evans? – warknęła, wiedząc, że w ten sposób skutecznie zamknie mu usta.
To, że wetkniesz mi szpilę nie znaczy, że przestanę mieć racje – odparł ślizgon, rzucając jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Dziewczyna wydęła usta, zmrużyła oczy i ponownie wbiła wzrok w książkę, co oznaczało, że dla niej dyskusja się skończyła. Regulus parsknął śmiechem i nałożył na swój talerz sporą porcję zapiekanki.
Dokończyłaś wypracowanie z eliksirów? – zapytał chłopak, chcąc odrobinę załagodzić napiętą atmosferę.
Jeszcze nie – odparła – pomagałam Nottowi, który biegał po bibliotece jak szalony, bo oczywiście był pewien, że to było zadanie na przyszły tydzień.
Jest zajęty randkowaniem z Lydią Greengrass, więc w odróżnieniu od niektórych, ma ciekawsze rzeczy do roboty – wtrącił się Snape.
Powiedział ten, który ma dużo innych zajęć niż nauka – wytknął mu Regulus stając w obronie Nymerii. – Możemy razem pójść do biblioteki, też go jeszcze nie dokończyłem.
Bartie? – zapytała, patrząc na niego ze współczuciem.
Dlaczego to on został kapitanem – mruknął chłopak. – On jest jak robot, ciągle albo się uczy, albo zajmuje treningami, a mnie na wszystko brakuje czasu, czy on w ogóle śpi?
On jest dziwny – odparł Snape, tak jakby to była jedyna odpowiedź, na wyjaśnienie tego zjawiska.
Przez chwilę cała trójka jadła w milczeniu, wsłuchując się w rozmowy panujące przy stole ślizgonów. Większość narzekała na zbyt dużą ilość nauki, a nowi uczniowie rozmawiali z podekscytowaniem o niedawno nabytych umiejętnościach. Mimo słów zlewających się w jedną niezrozumiałą wypowiedź, Regulus zdołał wychwycić informacje, którymi wymieniały się siedzące niedaleko nich czarownice.
Słyszeliście? – zapytał, a Nymeria i Severus spojrzeli na niego pytająco, najwyraźniej nie wiedząc co młody Black ma na myśli. – Slughorn przed świętami organizuje mały bankiet w klubie ślimaka.
Bankiet? – zdziwiła się dziewczyn. – Taki z tańcami i w ogóle?
Zapewne, ale partnera już i tak nie znajdziesz, trzeba by było powiadomić cię rok temu, wtedy byłaby szansa, że jakiś łaskawca zgodziłby się z tobą pójść – Snape wetknął ślizgonce kolejną szpilę, nie miał zamiaru odpuścić jej uwagi na temat Lili.
Radzę ci zamknąć ten twój parszywy… zaczęła, ale nie dane było jej dokończyć.
Panno Scamander cóż to za słownictwo – oburzył się profesor Slughorn, przechadzający się wzdłuż stołu ślizgonów.
Przepraszam panie profesorze – wydukała, a jej twarz oblał rumieniec. – To się więcej nie powtórzy.
Mam nadzieję moja droga – odparł z wyraźną naganą w głosie. – Panie Black, mam nadzieję, że od dzisiaj nie będzie pan pojawiał się w takim stanie na zajęciach? – Nauczyciel zwrócił się do Regulusa, parząc wymownie na jego przemoczone ubrania.
Nie panie profesorze – odparł spokojnie – niedawno skończyliśmy trening, ostro ćwiczymy przed meczem z Gryfonami.
Mam nadzieję, że wygracie pierwszy mecz w sezonie – odparł mężczyzna, wyraźnie ucieszony tym faktem – choć oczywiście wiadomo, że nie wolno mi nikogo faworyzować.
Damy z siebie wszystko panie profesorze – powiedział Regulus.
Cieszę się, że mogę to usłyszeć, ale mam nadzieję, że mimo wszystko cała wasza trójka pojawi się na piątkowym spotkaniu.
Oczywiście profesorze – odezwał się, jak dotąd milczący Severus.
W takim razie do zobaczenia moi kochani – to mówiąc Slughorn ruszył dalej, nie zajmując już dłużej czasu trójki uczniów.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, czekając, aż mężczyzna zniknie im z pola widzenia i nie będzie już mógł usłyszeć o czym rozmawiają. Gdy nauczyciel zatrzymał się przy stole puchonów, aby porozmawiać z Barnabaszem Cuffe, powrócili do rozmowy.
Jak to możliwe, że Slughorn należy do Slytherinu? – zapytała. – Jest taki miły, chociaż momentami trochę nierozgarnięty.
Może i miły, ale zbiera nas do kolekcji – westchnął Regulus – mimo wszystko traktuje nas dość przedmiotowo.
Aż dziwne, że ty też należysz do klubu Nymerio – wtrącił nonszalancko Snape.
Przestań na mnie burczeć to nie przeze mnie Lili się do ciebie nie odzywa – mruknęła dziewczyna, wyraźnie znudzona przytykami starszego kolegi. – Poza tym robisz się powtarzalny, powiedziałeś mi to już dwa dni temu. Będę czekać w bibliotece – to ostatnie zdanie czarownica skierowała do Regulusa.
Nymeria wstała od stołu, pospiesznie dopiła szklankę soku dyniowego i wyszła z wielkiej Sali. Młody Black odprowadził ją wzrokiem i spojrzał na Severusa dopiero, gdy dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia. Książka, którą czytała przed ich przyjściem została na stole koło jej talerza.
Wkurzyłeś ją – oznajmił Regulus.
Mogła nie zaczynać – odparł chłodno.
To ty zacząłeś – zauważył. – Wiem, że huncwoci dają ci w kość, choć nie wiem dlaczego, ale nie musisz się na nikim innym za to mścić.
Wcale tego nie robię – warknął, choć podświadomie wiedział, że czarodziej ma rację.
Choć Regulus i Snape z pozoru wydawali się dość podobni to tak naprawdę wiele ich różniło. Obydwaj stronili od dziewcząt, należeli do elity intelektualnej Hogwartu, i nie tolerowali mugolaków oraz zdrajców krwi a co najciekawsze obydwoje mieli bliską przyjaciółkę. Mimo to byli całkowicie odmienni, Regulus nie interesował się przedstawicielkami płci przeciwnej z wyboru, Snape w pewnym stopniu z przymusu, wynikało to raczej z faktu, że mało kto interesował się jego osobą w ten sposób, lecz nie robiło mu to zbyt wielkiej różnicy, bo i tak jedyną dziewczyną, która zaprzątała jego umysł, była słodka Lili Evans. Młody Black pochodził z szanowanej rodziny, której nazwisko wzbudzało wśród czarodziejów ogromny respekt, a rodzina Severusa była biedna i w żadnym stopniu nie zaliczała się do elity, zwłaszcza jego mugolski ojciec.
Zapomnij o tej szlamie i ignoruj tamtych półgłówków, zamiast patrzeć na Pottera, jakby wymordował ci rodzinę – dodał Regulus, gdy Snape, nic nie odpowiedział. – Idę do biblioteki zobaczymy się w pokoju wspólnym.
Chłopak wstał od stołu, przy okazji zabierając pozostawioną przez czarownicę książkę i udał się do dormitorium, aby zmienić ubranie. Strój do Qudicha, wciąż był mokry, a jemu było przeraźliwie zimno, ale nie miał czasu na wygrzewanie się przy kominku. Pospiesznie wszedł do pokoju, w którym całe szczęście nikogo nie było, nie miał ochoty wdawać się w bezsensowne dyskusje z kolegami, którzy prawdopodobnie nie omieszkaliby mu wytknąć jego dzisiejszego stroju. Pospiesznie przebrał się w suchą bluzę i spodnie a przemoczone ubrania powiesił przy piecu, z nadzieją, że do jego powrotu wyschnie. Z dębowej szafy, w której przechowywał swoje rzeczy wyciągnął trzy pergaminy z wypracowaniem, które choć prawie ukończone wymagało jeszcze niewielkich poprawek, i pospiesznie udał się do biblioteki.
W popołudniowych godzinach uczniowie spędzali wolny czas w pokojach wspólnych lub w bibliotece, tak było i tym razem. Większość biurek w czytelni była zajęta, czasem przez tylko jedną osobę, a czasem przez grupę uczniów, którzy próbowali wspólnie odrabiać lekcje, lub już zaczynali wkuwać do egzaminów, mimo że rok szkolny dopiero się rozpoczął. Przy jednym ze stolików Regulus dostrzegł samotną Nymerie. Dziewczyna pochylała się nad pergaminem, który był zapisany prawie do końca i dopisywała coś eleganckim czarnym piórem. Blond włosy związała w niedbały kucyk, aby nie przeszkadzały jej podczas nauki, lecz mimo to kilka niesfornych kosmyków opadało jej na twarz.
Myślałam, że będziesz wprowadzać tylko poprawki – zdziwił się ślizgon, zajmując miejsce koło przyjaciółki.
Mam problem z zakończeniem – westchnęła, podnosząc wzrok znad wypracowania – nigdy nie umiem tego odpowiednio ująć, podsumowania są najgorsze.
Musisz w kilku zdaniach streścić to co już napisałaś – stwierdził Regulus.
To przecież bez sensu, skoro Slughorn będzie czytał te eseje od początku do końca, to nie potrzebuje podsumowania.
No nie wiem, spójrz na niego on gubi wątek w co drugim zdaniu – zaśmiał się chłopak.
Nymeria przewróciła oczami, ale również zaśmiała się pod nosem i wróciła do pisania. Przez dłuższy czas pracowali w milczeniu. Ich nauka zawsze tak wyglądała, przez to, że znali się tak długo, żadne z nich nie odczuwało potrzeby umilania tego czasu rozmową, która mogłaby ich rozproszyć i jedynie co jakiś czas konsultowali się w pewnych kwestiach. Dziewczyn oderwała pióro od kartki i przez chwilę obracała je w palcach patrząc, jak odbija światło, mieniąc się to na zielono, to na niebiesko.
- Zaprosisz Ivory na bankiet? – zapytała znienacka.
Regulus spojrzał na nią i zmarszczył brwi, jakby nie wiedział, o co jej chodzi. Jego myśli, wciąż krążyły wokół referatu, więc oderwanie go od tematu sprawiło, że musiał się chwilę zastanowić, zanim udzielił odpowiedzi.
Dlaczego miałbym ją zaprosić? – zdziwił się.
Przecież ciągle z nią flirtujesz – odparła – poza tym widać, że jej się podobasz.
Podoba jej się moje nazwisko – stwierdził rzeczowo.
Ivory Malfoy tak jak on była czystej krwi, więc wedle wymagań ich rodziców dobrze widziane byłoby gdyby oboje znaleźli sobie współmałżonka o tym samym statusie zarówno społecznym, jak i materialnym. Regulus stanowił dla niej idealną partię, a jego rodzice pokładali w nim wielkie nadzieje i szanse na to, że chłopak, w odróżnieniu do jego starszego brata, podaży ścieżką wytyczoną przez Czarnego Pana. Młody Black był tego świadomy, jednak nigdy nie traktował tego zbyt poważnie, ze względu na to, że zarówno Walburga jak i Orion nic o tym nie wspominali, w odróżnieniu do pana Malfoya, który bardzo często przypominał o tym swojej najmłodszej latorośli, stawiając jej na wzór Lucjusza, który jakiś czas temu szczęśliwie zaręczył się z kuzynką Regulusa.
Daj spokój, przecież jest tutaj wielu czarodziejów z szanowanych rodzin – zauważyła trafnie. – Podobasz jej się tak, czy tak.
Może i masz rację, ale raczej nie mam zamiaru z nią iść – odparł, wzruszając ramionami.
Panienka Malfoy nie spełnia pana wysokich wymagań? – zażartowała, gilgocząc go końcówką pióra po nosie, z szelmowskim uśmiechem na ustach.
Chciałem zaprosić ciebie – wyznał, wywołując tym nie małe zaskoczenie na twarzy Nymerii.
Wątpisz w to, że kogoś znajdę? – zapytała, choć zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Nie, po prostu chciałem pójść z tobą – przyznał, lecz widząc jej zaskoczoną minę szybko dodał – zapewne jakieś dziewczyny będą próbowały pójść ze mną, w końcu to wyróżnienie znaleźć się na spotkani u Slughorna. Mimo wszystko wolę, żeby moja partnerka naprawdę mi towarzyszyła, zamiast podlizywać się profesorowi z nadzieją, że zostanie w tym elitarnym groni stałym bywalcem.
- Brzmisz jak totalny bufon – powiedziała, wywołując tym niezadowolenie Regulusa. – Brzmisz jak paniczek z dobrego domu. „Mości hrabino wybacz, lecz nie mogę zabrać cię na to zacne zbiorowisko dla elitarnej grupy, gdyż nie odpowiada mi hrabina intelektualnie, daleko pani do mojego zacnego intelektu.” – śmiała się, przedrzeźniając go.
Wcale tak nie mówię – oburzył się – a na pewno nie nazywam Ivory hrabiną, głównie dlatego, że nią nie jest.
Ale gdyby była to byś tak mówił.
Konwenanse tego wymagają moja droga – odparł z powagą.
Konwenanse? Kto tak mówi? – zakpiła. – Tylko ty jesteś zdolny do wymawiania takich słów swoimi nieskalanymi przekleństwem ustami.
To, że nie używam takich słów jest wyrazem mojego dobrego wychowania – obruszył się. – Nie rzucam mięsem na prawo i lewo jak ty.
Ja po prostu nie powstrzymuję się, jak mam ochotę rzucić jakimś soczystym epitetem – powiedziała z dumą, choć ten fakt nie był ku temu powodem.
Dlatego mnie Slughorn chwali za każdy cudownie wzięty przeze mnie oddech, a na ciebie patrzy wilkiem.
– A żeby zabrakło ci powietrza – prychnęła z udawaną urazą i po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem.
 
0 Czytaj dalej »

piątek, 29 marca 2019

Gwiazdy Spadają tylko o Północy - rozdział 10

0
„Ta decyzja była podjęta dość lekkomyślnie, ale mimo to nie mam zamiaru zmieniać zdania."
~Liv

Wyjaśnił im wszystko od samego początku. Natłok informacji sprawiał, że nie byli w stanie tego przyswoić na tyle, aby jakkolwiek odpowiedzieć. Podziemny kompleks będący schronieniem dla rebeliantów był jedynie wierzchołkiem góry lodowej, którą zapewne była pięć razy większa niż ta, z którą zderzył się słynny Titanic. Sam plan porwania pałacowej wyroczni, czy może raczej przyszłej królowej Andromedy będącej potomkinią pierwszych władców brzmiał jak opowieści szaleńca, jednak próba obalenia rządów jej dwóch braci za pomocą usilnego spełnienia przepowiedni zakrawała o absurd.
Patrzyli na niego, jakby oszalał, jakby proponował im skok spadochronowy bez zabezpieczenia. Właściwie to, co im zaoferował, było równie, a może nawet bardziej, niebezpieczne, w końcu śmierć wynikająca z gwałtownego uderzenia o podłoże była mniej bolesna i upokarzająca niż możliwość zawiśnięcia na szafocie, aby powoli i boleśnie wyzionąć ducha na oczach wszystkich. Z drugiej jednak strony istniał cień szansy, że gdyby ich zamierzenia odniosły sukces, ogrzewaliby się w blasku chwały ciesząc się upragnioną wolnością. Obie te wizje wydawały się równie realne, więc podjęcie właściwej decyzji nie należało do zadań prostych.
Dwójka ze zgromadzonych tam nastolatków patrzyła na Aleca z niemałym szokiem, ze zgoła innych powodów. Wtajemniczanie osób postronnych w tak ważne dla nich plany było skrajnie nieodpowiedzialne, jednak obydwoje nie tracili nadziei, że za postępowaniem mężczyzny kryje się jakieś drugie dno. Loretta rzuciła Leviemu zaniepokojone spojrzenie, lecz gdy ten nie zareagował, trąciła go kolanem, na co on jedynie dyskretnie pokręcił głową. Doskonale wiedziała, że sama wykonała dość niebezpieczne posunięcie, wtajemniczając ich w samo istnienie ukrywającej się społeczności, nie spodziewała się jednak, że ktoś starszy i o wiele bardziej doświadczony wykaże się większą lekkomyślnością, czy jak ona wolała to nazywać, skłonnością do ryzyka od niej.
– Ogólnie rzecz biorąc – Gloria przerwała panującą od dłuższej chwili ciszę – mamy dołączyć do rebelii nie mając tak naprawdę możliwości wyboru?
– Oczywiście, że macie wybór – odpowiedział łagodnie Alec – jednak odpowiedź przecząca będzie za sobą niosła dość nieprzyjemne konsekwencje.
Lotta zaczęła się zastanawiać, jakie konsekwencje ma na myśli mężczyzna, skoro nie pozwolić zrobić im fizycznej krzywdy, lecz nie miała zamiaru dać po dobie poznać, że nie wie, do czego zmierza ta rozmowa. Levi, który jak dotąd był równie zaniepokojony co młoda rebeliantka, odetchnął z ulgą, domyślając się co jego wujek ma zamiar uczynić, choć nie podobało mu się, w jakim kierunku to zmierza.
– Czyli inaczej ujmując, zabijecie nas – prychnęła Holly, której głos wciąż był odrobinę zachrypnięty.
– Śmierć zdrajców jest korzystna dla ludzkości – mruknęła młoda rebeliantka, której uwagi nikt nie usłyszał bądź postanowił nie komentować.
– Nie, wtedy wyczyścimy wam pamięć.
– W takim razie jeżeli mam wybór, to nie mam zamiaru brać w tym udziału – oznajmiła dziewczyna, wyraźnie uradowana, że może zakończyć tę bezsensowną dyskusję i już nigdy nie wracać do tych jak mogło się zdawać utopijnych wizji.
– Chwileczkę to nie takie proste – powstrzymał ją Alec. – Oczywiście możemy wymazać wam pamięć, jeżeli nie macie zamiaru dołączyć to absolutnie logiczne, w końcu odczuwacie strach przed nieznanym i przed tym, że możecie zostać ukarani, za udział w zakazanych przedsięwzięciach, ale czy jesteście gotowi na to, aby zapomnieć o sobie nawzajem?
Holly, Liv, Gloria, Gilbert i Oliver spojrzeli na Gallaghera z zaskoczeniem. Czy istniało jakieś logiczne wytłumaczenie, dlaczego mieliby zapominać aż tak wiele?
– Dlaczego? – zapytała Liv, która po wyjaśnieniach mężczyzny zaczynała żałować, że ostatnimi czasy był zbyt dociekliwa.
– Cóż, jeżeli, któreś z was się zdecyduje a z tego, co wiem to ty sama zadeklarowałaś już swoje dołączenie do nas to inni nie mogą zacząć się czegokolwiek domyślać inaczej traci to sens.
– Przecież Levi ukrywał to wszystko od lat – oburzyła się Gloria – poradził sobie jako dziecko, więc dlaczego my mielibyśmy nie dać sobie rady?
– Może dlatego, że ja tu mieszkam, a wy musielibyście tu przychodzić – odparł chłopak. – Pomyśl, praktycznie nigdy nie przychodziliście do mojego domu, więc nagły wzrost liczby waszych odwiedzin wzbudziłby pewne zainteresowanie. Biorąc pod uwagę pesymistyczny scenariusz, jedno z was zacząłby węszyć, a to oczywiście mija się z celem.
– A nagła utrata pamięci nie jest podejrzana?
– Zapewne stwierdzono by wtedy jakieś zaburzenia i wysłano na sesję do niekompetentnego terapeuty, który bardziej użalałby się nad sobą niż nad wami – skwitowała Lotta. – Ostatecznie zostalibyście wywiezieni do jakiegoś ośrodka dla psychicznie chorych.
– Nie brzmi to przekonującą – mruknął Oliver.
– To ma być korzystne dla nas, a nie dla was – prychnęła.
– Nie ma się nad czym zastanawiać – powiedział stanowczo Gilbert, spoglądając porozumiewawczo na Leviego. – Ja w to wchodzę.
Alec uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z podjętej przez chłopaka decyzji, jednak nic nie powiedział. Pozostała czwórka pogrążyła się w swoich rozmyślaniach. Holly przestała być pewna swojego wyboru, z resztą tak samo, jak Liv. Choć z żadną z osób znajdujących się w salonie Gallagherów nie łączyła zbyt głęboka relacja, nie licząc jej nieodwzajemnionej miłości względem Olivera, to nie chciała o nich zapominać, w końcu bez nich zostałaby całkiem sama. Doskonale wiedziała, że trzymają się z nią tylko ze względu na ich przyszłe spowinowacenie, ale o wiele bardziej wolała to, niż samotność, której tak przeraźliwie się obwiała. Czy wątpliwa bliskość innych osób mogłaby być wystarczającym argumentem, aby na szali postawić własne życie? Dla Holly jednak samotność był równoznaczna z wegetacją. Może i jej powody dołączenia do rebeliantów byłyby błahe i nic nie znaczące, ale i tak nikogo to nie obchodziło.
Liv czuła, że krew odpływa jej z twarzy, serce biło zdecydowanie szybciej, niż powinno, a po głowie krążyła tylko myśl o tym, że wyskoczyła przed szereg. Heroizm całej idei zaćmił jej umysł na tyle, że realia takiej sytuacji całkowicie do niej nie docierały. Nie myślała, że takie przedsięwzięcia niosą za sobą konsekwencje w postaci śmierci niewinnych, do których ona również mogła należeć. Uważała, że byłaby w stanie zaryzykować, pomóc w realizacji szalonego planu i przyczynić się do zmian w systemie, ale w głębi serca czuła, że ogarnia ją strach, nad którym nie potrafiła zapanować. Z drugiej strony nie chciała zapominać o swoich przyjaciołach, a zwłaszcza o Gilbercie, w końcu to dla niego była gotowa podjąć działanie, aby mogli być razem, co prawda jak dotąd nic ich nie łączyło, ale Liv nie dopuszczała do siebie myśli, że po tak wielkich zmianach tak by pozostało. Wiedziała, że bez podjęcia ryzyka nic nie osiągnie i całą sobą czuła, że chce mieć w tym swój udział, udowodnić, że jej ideały to nie głupie mrzonki i marzenia. Rewolucja odbędzie się tak czy tak, niezależnie od niej, lecz lęk przed możliwością śmierci w tak młodym wieku, że nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa.
Dziewczyna spojrzała na pozostałych. Gloria wyglądała na równie skonsternowaną co ona, natomiast z twarzy Olivera nie dało się wyczytać nic. Nie zaskoczyło jej to, nigdy nie potrafiła stwierdzić, co chodzi po głowie jej bratu, był niezwykle skryty dlatego, choć mieszkali pod jednym dachem Liv nie miała pojęcia co chłopak robi w wolnym czasie. Chciała, aby ktoś pomógł jej w podjęciu decyzji, ale niestety teraz musiała się z tym zmierzyć całkiem sama.
– Niech będzie – zgodziła się Holly – wchodzę w to, ale mam nadzieję, że nie będę zajmowała się brudną robotą.
– Na pewno coś się dla ciebie znajdzie – odparł spokojnie mężczyzna.
– Ja też w to wchodzę – oznajmił Oliver, co wywołało u Liv niemałe zaskoczenie. Była pewna, że chłopak odmówi, w końcu nigdy nie lubił się w nic angażować, ale najwyraźniej nie znała go nawet w najmniejszym stopniu.
– A co z tobą Gloria? – zapytał Levi – wszyscy już podjęli decyzję.
Olivia poczuła się odrobinę urażona faktem, że nie zapytał jej o zdanie, ale najwyraźniej jej milczenie zostało uznane za podtrzymanie swojej deklaracji.
– Dobrze – rzekła po chwili – ale chcę, aby nasi rodzice zostali w to wtajemniczeni. Właściwie, dlaczego tego nie zrobiono, przecież wiadomo, że nie będą stanowili żadnego zagrożenia.
– Bo ja się nie zgodziłam – warknęła Loretta, przestając głaskać szczura, który smacznie spał na jej kolanach. – Nie są tutaj potrzebni.
– Jak możesz być taka okrutna?! – oburzyła się jej siostra, zaciskając dłonie w pięści. – Ryzykowali tak wiele, żebyś mogła w ogóle żyć!
– A potem rzucali monetom, gdy wybierali, kto zasługuje na lepsze standardy życiowe!
– Jesteś krnąbrna i niewdzięczna!
– Możecie robić, co sobie tylko życzycie, ale ja w tym nie wezmę udziału – oznajmiła chłodno, a następnie bez słowa opuściła salon.
Gloria przez chwilę patrzyła na drzwi, przez które przeszła jej siostra, była wściekła i rozczarowana jej postępowaniem. Wiele razy rozmyślała o tym, co by się stało, gdyby znowu mogły się spotkać, marzyły o tym, że wszyscy znowu będą razem, a ich matka nie będzie już zdołowana i pogrążona w smutku. Choć w głębi serca wiedziała, że Loretta ma prawo mieć inne zdanie niż ona to czuła do niej ogromny żal.
– Daj jej trochę czasu – powiedział spokojnie Alec, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Musi to przemyśleć, przyjdźcie na niedzielny obiad, wtedy zdradzę wam wszystkie niezbędne szczegóły.
– Myślałem, że to już wszystko – wtrącił się Oliver.
– Oh nie – odparł mężczyzna – musimy jeszcze pomówić o wielu istotnych szczegółach, ale na pewno nie będą to informacje bardziej szokujące niż te dzisiejsze. Teraz będzie najlepiej, jeżeli wrócicie do domu.
Wszyscy przybysze mniej lub bardziej oszołomieni sytuacją ruszyli w stronę drzwi. Holly bez pożegnania opuściła dom i czym prędzej pobiegła w stronę przystanku autobusowego, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek się tutaj wydarzyło, tak jakby w momencie przekroczenia progu zapomniała o wszystkim. Gloria z rezygnacją poczłapała do wyjścia, Liv uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, ale ona nie odwzajemniła gestu.
– Oliver mógłbyś odprowadzić Glorie? – zapytał Gilbert. – Jakby rodzice pytali co się stało, to spróbuj coś wymyślić.
– Mogę poradzić sobie sama – odburknęła dziewczyna z nieskrywaną urazą, ale nie zrobiła nic, aby temu zapobiec.
Oliver i Liv podążyli za dziewczyną, która po wlokła się w stronę własnego domu. Gil odprowadził ich wszystkich wzrokiem, samemu nie ruszając się z miejsca, a gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, odetchnął z ulgą.
– Myślałem, że to będzie trudniejsze – westchnął, odchylając głowę.
– Biorąc pod uwagę ilość kłamstw, było to nieuniknione – odparł Alec, ruszając w stronę barku. – Nie myślałem, że będziesz chciał się przyczynić do tej manipulacji.
– Wiem, że to było konieczne, ale wydaje mi się, że plan był trochę inny.
– Oczywiście, że tak – prychnął Levi – ty i Gloria byliście nam niezbędni, a reszta nie miała zbyt dużego znaczenia, ale twoja druga siostra postanowiła pokrzyżować nam plany.
– Uważasz, że to wszystko zaplanowała? – wtrącił się starszy Gallagher, nalewając do szklanki odrobinę szkockiej.
– Może nie wszystko, ale na pewno sporą część – odparł, wstając z kanapy. – Kiedyś te krętactwa wyjdą jej bokiem.
– Jesteś zły, bo wciągnęła w to Liv – zauważył Gilbert. – Przecież ty też nie mówisz jej wszystkiego.
– Oh tak – zaśmiał się Alec – wasze kłamstwa sprawiają, że czasem się zastanawiam, czy na pewno gracie w jednej drużynie.
– Oczywiście, że tak! – oburzył się chłopak. – Po prostu...
Levi zawiesił głos, zastanawiając się, jak powinien z tego wybrnąć, jednak żaden dobry argument nie przychodził mu do głowy.
– Pójdę z nią porozmawiać – dodał po chwili i czym prędzej opuścił pokój.
– Czarno widzę tę rewolucję – westchnął Gilbert.
– Nie bądź takim czarnowidzem chłopcze, jesteśmy zdecydowanie bardziej zorganizowani, niż ci się wydaje.
***
Loretta niczym burza wpadła do pokoju Leviego i ze złością kopnęła w krzesło stojące przy biurku, co okazało się złym pomysłem. Dziewczyna jęknęła i zabrała się za rozmasowywanie obolałej stopy. Pixie, którą trzymała w dłoniach pozostawała spokojna, choć co jakiś czas rozglądała się, najwyraźniej czując, że jej właścicielka jest niespokojna. Lotta ostrożnie włożyła ją do klatki i wróciła do własnej sypialni, gdzie od razu usiadła na łóżku opierając plecy o dużą puchatą poduszkę. Ogarniała ją wściekłość, nie chciała, żeby sytuacja tak się potoczyła, była pewna, że Gloria przez wzgląd na dawne czasy zgodzi się do nich dołączyć, nie stawiając żadnych warunków. Najwyraźniej jej siostra zmieniła się bardziej, niż mogła tego przypuszczać, były bliźniaczkami, więc powinna coś wyczuć, przecież czytała tyle książek o rodzeństwie, które doskonale wiedziało co drugie myśli w danej chwili. Przecież Fred i George z serii książek o Harrym Potterze potrafili nawet mówić równocześnie, a Cheryl i Jason Blossomowie z serialu Riverdale rozumieli się bez słów! Najwyraźniej zakazali rozpowszechniania tych dzieł nie tylko ze względu na szkodliwy wpływ na społeczeństwo, ale również ze względu na rozpowszechnianie wyssanych z palca mitów.
Wszyscy inni postąpili według jej planu, poza rodzeństwem, żadnego z nich nie znała zbyt dobrze, a odpowiednie wnioski wyciągnęła jedynie na podstawie opowieści Leviego, choć w szkole kreował się na mruka, który nie ma ochoty z nikim rozmawiać, w domu była niezwykle rozmowny. Lotte nie chciała widzieć się ze swoimi rodzicami, czuła do nich żal, choć wiedziała, że nie miała ku temu powodów. Alice i Conrad chcieli dobrze, Gloria dostała lepsze życie, bo urodziła się pierwsza, ale mimo to dziewczyna nie potrafiła się z tym pogodzić. Dopiero gdy uciekła, poczuła co to prawdziwe życie, jak to jest mieć rówieśników, z którymi można się bawić podczas przerw między lekcjami, jak to jest spotkać kogoś, kto cię rozumie, jak to jest zakochać się bez wzajemności. Gallagherowie wprowadzili ją do podziemi, gdzie dzieciaki takie jak Loretta starały się prowadzić normalne życie.
Nie powinna mieć żalu do rodziców o to, że oni nie byli w stanie jej tego dać, przecież nic nie wiedzieli o takim przedsięwzięciu, ale czuła w sercu ukłucie żalu za każdym razem, gdy wspominała lata, gdy musiała udawać Glorie. Jako dziecko nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak jest, czemu to jej istnienie społeczeństwo uznawało za niebezpieczne. Ciężko wyjaśnić pięciolatce, z jakiego powodu ona nie może wyjść z domu, mieć przyjaciół i być po prostu sobą, a jej bliźniaczka starsza zaledwie o parę minut może.
Wspomnień z tych czasów nie dało się wymazać, czy najzwyczajniej w świecie zapomnieć, odrzucić w niepamięć i iść do przodu. Loretta nigdy tego nie okazywała, zawsze parła do przodu, chcąc udowodnić, że przeszłość nie miała znaczenia i liczy się tylko teraźniejszość, którą rewolucjoniści mogą zmienić i przyszłość, która stoi przed nimi otworem. Zazwyczaj to działało, gdy była wśród ludzi i mogła zając umysł ważniejszymi sprawami niż wspomnienia, przeszłość jednak wciąż nawiedzała ja w snach. To były jej najgorsze koszmary, które nie dawały jej spokoju, natłok myśli, który dopadał ją podczas długich bezsennych nocy. Tylko Levi wiedział, że dawne życie wciąż za nią podąża niczym cień i nie opuszcza, lecz nigdy o tym nie rozmawiali. Zawsze bała się, że gdy wypowie swoje obawy na głos, staną się rzeczywistością.
Myśl o tym, że Gloria chce opowiedzieć wszystko rodzicom, początkowo napełniła ją złością, która niemal natychmiast przerodził się w paraliżujący strach. Uciekła z pokoju, zanim dyskusja rozkręciła się na dobre, łatwiej było udawać obrażoną księżniczkę, niż przyznać się do swych obaw. Dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy i wbiła wzrok w podłogę, a myśli krążyły tylko wokół jednego. Jej serce biło tak szybko, że miała wrażenie, że za chwilę wyskoczy z piersi, a do oczu cisnęły się łzy.
– Mogę wejść? – zapytał Levi, otwierając drzwi.
- Jak musisz – odparła, nie podnosząc wzroku.
Chłopak wszedł do pokoju i usiadł na łóżku tuż koło niej. Przez chwilę milczał, nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę i jedynie położył dłoń na jej dłoni.
– Boisz się? – zapytał po chwili.
Dziewczyna nie powiedział nic, jedynie powoli pokiwała głową.
– Wiesz, że musimy o tym pogadać?
– Nie mogę – odparła.
Dopóki te niepokojące myśli pozostawały w jej głowie, wciąż była w stanie powstrzymać łzy piekące ją w oczy, jednak wiedziała, że gdy tylko wypowie swoje obawy na głos, nie będzie w stanie powstrzymać się od płaczu.
- Powinnaś kiedyś porozmawiać z rodzicami, nie możesz wiecznie się przed nimi ukrywać – Levi pozostawał nieugięty.
– Nie chcę się z nimi spotkać – powiedziała cicho. – Oni...
– Tęsknią za tobą – dokończył za nią, wiedząc, że Lotta chciała powiedzieć całkowicie co innego. – Teraz boją się tak samo, jak ty, martwią się o swoją córkę.
– Nie rozumiesz tego – prychnęła.
– A co tu jest do rozumienia? – zapytał – Gloria jest nam potrzebna, a twoi rodzice mają prawo, wiedzieć co się dzieje zwłaszcza, że sytuacja dotyczy ich bezpośrednio.
– A co jeżeli każą mi wrócić do domu?! – wybuchnęła, nie potrafiąc dłużej tłamsić swojego strachu. – Co, jeżeli znowu będzie tak samo, jeżeli znowu będę uwięziona we własnym domu i nie będę dla nikogo istnieć! Będzie tylko Gloria, nie będzie Loretty Knight, bo nigdy się nie narodziła!
Zanim Levi zdążył coś odpowiedzieć, dziewczyna zalała się łzami. Objął ją, a ona nie oponowała. Przez dłuższą chwilę nie mogła przestać płakać, a gdy już jej się to udało, wciąż przez jakiś czas nie mogła uspokoić oddechu.
– Nigdy nie byłaś i nie będziesz Glorią – powiedział, delikatnie odsuwając ją od siebie, aby spojrzeć jej w oczy. – Dla mnie zawsze będziesz Lorettą Knight i nic tego nie zmieni.
Dziewczyna ponownie wtuliła się w jego tors i zalała się łzami, lecz tym razem były to łzy ulgi. Przynajmniej dla niego, nigdy nie zniknie i tylko to się liczyło.

Czytaj dalej »

Gwiazdy Spadają tylko o Północy - Rozdział 9

0

„Kłótnie do niczego nie prowadzą, chyba że podważane jest moje zdanie, wtedy to zawsze ma sens"
~ Levi

– Co to za krzyki? – zapytała Loretta, wyraźnie oczekując odpowiedzi, chodź Oliver wiedział niewiele więcej, niż ona.
– Nie wiem – odpowiedział, wzruszając ramionami.
Lotta i Oliver siedzieli w salonie, czekając na Leviego, który musiał pilnie zadzwonić. Hale nie miał pojęcia, dlaczego jeszcze znajduje się w domu przyjaciela, który kategorycznie zabronił mu wychodzić, dopóki... No właśnie, nie wiadomo, co takiego miało się wydarzyć tego wieczoru, że wymagało to niezbędnej obecności Olivera, informacja o ukrywających się rebeliantach była już wystarczająco szokująca.
Loretta również nie wiedziała, co knuje Levi, ale była pewna, że jej się to nie spodoba. Gdyby tak nie było, to od razu powiedziałby jej, o co chodzi. Dziewczyna przypomniała sobie, gdy jako dzieci suszyli głowę rodzicom chłopaka o to, że chcą zwierzątko. Oczywiście wcześniej pokłócili się, co to będzie za zwierzę: Lotta upierała się, że powinni mieć kota, w końcu są takie puchate i można je przytulać, za to Levi twierdził, że będzie lepiej, jeżeli kupią parę szczurów, w końcu są mądrzejsze, można je uczyć sztuczek i jeżeli ktoś bardzo chce, może je przytulać.
Gdy chłopiec dowiedział się o tym, że na jedenaste urodziny rodzice postanowili sprawić mu parę gryzoni, nie powiedział nic Lottcie, wiedząc, że mogłoby to poskutkować awanturą, co mogłoby sprawić, że rodzice się rozmyślą. Oczywiście bez afery się nie obyło, ale dopiero gdy zwierzątka zostały przywiezione do domu. Loretta postanowiła nie odzywać się do Leviego i jak na jedenastolatkę bardzo długo wytrwała w swoim postanowieniu, bo trwało to aż dwa tygodnie. Chłopiec udobruchał ją kiedy powiedział, że jeden ze szczurów może być jej. Nie sprawiło to co prawda, że przestała się boczyć, ale przynajmniej zaczęła z nim rozmawiać. Całkowicie udobruchana została w dniu, w którym Lily przyniosła do domu małego kota, którego przygarnęła ze schroniska. To oczywiście również nie obyło się bez echa, ponieważ państwo Gallagher nie byli zachwyceni obecnością kolejnego zwierzęcia w mieszkaniu, ale ostatecznie pozwolili im zatrzymać kociaka.
Lotta uśmiechnęła się na to wspomnienie, to były czasy. Gallagherowie byli dla niej rodziną bardziej niż jej własne rodzeństwo i rodzice, nie traktowali jej jak powód, dla którego mogli umrzeć, mimo że przecież jej istnienie stanowiło zagrożenie. Co prawda nie mogła żyć jak inne dzieci, ale robili oni wszystko, aby choć trochę jej to przybliżyć. Nie chodziła do normalnej szkoły, lecz uczyła się z dziećmi innych rebeliantów, które tak jak ona były zmuszone się ukrywać lub którym rodzice kazali edukować się na temat dawnej polityki i kultury.
– Zaraz będzie cicho – powiedział Levi, wracając do salonu.
Dziewczyna rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie, ale on zignorował to i usiadł naprzeciwko niej, chowając telefon do kieszeni. Wiedział, że powinien ją uprzedzić o swoich planach, ale możliwe, że próbowałaby się wymigać, gdyby wiedziała, co za parę minut ma się wydarzyć.
– Krzyki jak na dniach otwartych w burdelu – mruknęła Lotta, wstając z kanapy.
– Istnieje w ogóle coś takiego? – zdziwił się Oliver.
– Burdel? Na Brooklynie na pewno – odparła, kierując swoje kroki do aneksu kuchennego.
– Chodzi mi o dni otwarte w burdelu – żachnął się, przecież nie był na tyle głupi, żeby nie wiedzieć, co to jest dom publiczny.
– Chyba nie, ale gdyby istniały, to brzmiałyby właśnie tak.
– Twoje wysublimowane poczucie humoru zaczyna osiągać nowy poziom – prychnął Levi.
– Odezwał się miłośnik brytyjskiego humoru – oburzyła się, otwierając jedną z szafek. – Tapioka się kończy, napisz wujkowi SMS-a, żeby kupił, jak będzie na zakupach.
– Co to jest brytyjski humor? – zapytał Oliver, czując się tak, jakby jego wiedza na temat świata była na tak niskim poziomie, że nie potrafił zrozumieć najprostszych pojęć.
– Szkolnym prymusem to ty chyba nie jesteś – zaśmiała się dziewczyna, nasypując odrobinę tapioki do garnuszka. – Chcecie bubble tea?*
– Wiesz, że nie lubię – powiedział Levi, szybko wystukując wiadomość na klawiaturze telefonu. – Poza tym nie bądź wredna, nie każdy musi znać przedwojenne zjawiska. Humor brytyjski to humor wypowiadany poważnie i pełny dystansu do siebie.
– Jak w „Latającym Cyrku Monty Pythona"?** – zapytał chłopak, wprawiając tym swoich rozmówców w niemałe zaskoczenie.
– Skąd go znasz? Czy on czasem nie jest ocenzurowany? – zdziwił się Levi, nie spodziewał się, że ktoś taki jak Oliver będzie znał coś, co aktualnie było zakazane.
– Nie jest – odparła Loretta, zalewając garnek wodą z filtra stojącego na kuchennym blacie.
– Jasne, że jest, ocenzurowali go nawet przed wojną – oburzył się Gallagher.
– Mówię ci, że nie jest, mogę się założyć o moją tapiokę.
– Nie chcę twojej tapioki – mruknął.
– W pierwszej klasie chodziłem na zajęcia z kinematografii – wyjaśnił zakłopotany Oliver, nigdy nikomu o tym nie opowiadał. Levi wyglądał na zaskoczonego tą informacją, bo uniósł brwi w akcie zdziwienia. – Pan Backer pokazywał nam, jak kiedyś wyglądało kino, miał nawet oryginalne filmy z bazy pałacowej i zezwolenie na rozpowszechnianie w celach edukacyjnych.
– Czy tylko według mnie to dziwne, że wszystko, co związane z dawnym światem jest zabronione, ale z drugiej strony w pałacu jest przynajmniej po jednym egzemplarzu każdego filmu, książki i płyty? – zapytała Loretta.
– Nie wszystko jest zakazane, niektóre filmy i książki są dozwolone – poprawił ją Levi. – Poza tym muzyka nie była ocenzurowana.
If you wanna be with me Baby there's a price to pay I'm a genie in a bottle You gotta rub me the right way*** – zaśpiewała, kręcąc biodrami w rytm melodii.
– Przestań – prychnął chłopak, rzucając jej groźne spojrzenie.
– Według mnie głupsze jest korzystanie ze starej technologii, zamiast wymyślenie czegoś nowego – wtrącił Oliver, tym samym zapobiegając kolejnej złośliwej odpowiedzi Loretty. – Korzystamy z wynalazków używanych jeszcze sto lat przed wojną. Nawet jeżeli nie chcemy niczego wymyślać to moglibyśmy używać rzeczy powszechnie używanych przed wojną, a nie wykopalisk z początku tego milenium.
– Uznano, że zbyt szybki rozwój technologiczny przyczynił się do wybuchu wojny.
Ich rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Loretta dyskretnie wyjrzała przez kuchenne okno, aby sprawdzić, kto przyszedł, ale nic nie zauważyła.
– Idź nakarm szczury, ja im otworzę – powiedział Levi.
Dziewczyna skinęła głową i udała się do jego pokoju, aby nakarmić dwa zwierzęta siedzące w klatce oraz śpiącego na niej dużego, puchatego kocura. Nie miała pojęcia, kto mógł do nich przyjść, miała jednak przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Pogładziła kota po głowie, na co on zaczął mruczeć i wyciągać łepek, tak aby głaskała go dłużej. Lotta uśmiechnęła się i przegoniła zwierzę, które miauknęło niezadowolone i postanowiło ułożyć się na łóżku Leviego.
Lubiła jego pokój, był przestronny i urządzony bardzo minimalistycznie. Panował tam niesamowity porządek, z resztą jak w całym domu, ponieważ to Levi się tym zajmował , a Lotta dbała o to, aby on i jego wujek nie ograniczali swojej diety do jedzenia na wynos. Dziewczyna otworzyła klatkę i nasypała szczurom trochę jedzenia. Obydwa nawet nie spojrzały na pokarm i stawały na tylnych łapkach, aby ich właścicielka je podniosła.
Loretta wyciągnęła oba z klatki. Jeden z nich miał całe czarne futerko i był trochę większy, a drugi był łaciaty, oba miały już trochę wyliniałe futerko i nie były tak energiczne, jak kiedyś. Razem z Levim robili, co mogli, aby zwierzątka żyły jak najdłużej, ale niestety nie było metody, która pozwoliłaby szczurom pozostać w formie i żyć przez kolejne siedem lat.
Tymczasem Gallagher poszedł otworzyć drzwi. Doskonale wiedział, kogo za nimi zobaczy. Nie mylił się – na progu jego domu stali Olivia, Gloria, Gilbert i Holly. Gloria wyglądała na niesamowicie przerażoną, na twarzy Liv malowało się jedynie otępienie, a Holly wyglądała, jakby przed chwilą zobaczyła morderstwo. Jedynie Gilbert pozostawał spokojny. Levi bez słowa wpuścił ich do środka.
– Oliver?! – zawołała zaskoczona Gloria, widząc swojego narzeczonego siedzącego jak gdyby nigdy nic w salonie ich przyjaciela.
– Co wy tu wszyscy robicie? – zdziwił się chłopak. – Stało się coś?
Głos brata wyrwał Liv z otępienia. Co on tu robił? Skoro mieli załatwić sprawę z Holly, to przecież niedoinformowany Oliver nie może być uczestnikiem tej rozmowy.
– Siadajcie – powiedział Levi, wskazując im miejsce na kanapie.
– Nie będę siadać – syknęła Holly, biegając wzrokiem po wszystkich zebranych. – To jest jakieś chore, nie mam zamiaru was słuchać!
– Daj sobie wytłumaczyć – próbował przekonać ją Levi. Był świadomy tego, że krzyki nie pomogą.
– Twoi rodzice są chorzy – warknęła dziewczyna, rzucając nienawistne spojrzenie przestraszonej Glorii. – Jesteście cholernymi egoistami i kłamcami, oszukujecie wszystkich naokoło!
– Tak jak ty oszukujesz Gilberta? – wypalił Oliver, na co serce Holly na moment się zatrzymało.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła, próbując zamaskować drżący głos.
– Nie musisz się trudzić – odezwał się Gilbert. – Wiem o wszystkim, od samego początku. Zawsze znikałaś wtedy, kiedy Oliver, i znalazłem kiedyś w twojej torebce tabletki antykoncepcyjne.
– Jak mogłeś?! – krzyknęła Gloria, powstrzymując się przed uderzeniem Olivera.
– Bardzo fajnie, że już znamy życie erotyczne występujące w naszym wąskim gronie, ale może teraz zajmijmy się prawdziwym problemem – powiedział ostro Levi, który był wyraźnie poirytowany całą tą sytuacją.
Holly już bez większych sprzeciwów usiadła na kanapie, a po jej policzkach płynęły łzy. Czuła się winna bardziej niż zwykle. Była podła. Jak wielki ból musiała sprawiać Gilbertowi, gdy ten przyjmował ją z otwartymi ramionami? Natomiast serce Liv wykonało koziołka na wieść o tej rewelacyjnej wiadomości. Z jednej strony bardzo żałowała brata swojej przyjaciółki, kochała go i cierpiała razem z nim, lecz z drugiej strony miała nadzieję, że dzięki temu zbliżą się do siebie, że w końcu zwróci na nią uwagę. Głos rozsądku podpowiadał jej, że to nierealne, przecież system nie pozwoli im być razem, ale może dałoby się to jakoś obejść? Mogli być kochankami, nie musieli mieć dzieci, cała ich czwórka byłaby wolna. Ta myśl była bardzo egoistyczna, ale jej serce skutecznie tłumiło głos rozsądku.
Iskierka nadziei sprawiła, że całkowicie zapomniała, po co tu tak naprawdę przybyli.
– Właściwie co się stało z twoją twarzą? – zapytała Olivia, widząc opuchniętą twarz brata.
– A co cię to obchodzi? – warknął.
– Zachowajcie nerwy na wodzy – uspokajał ich Levi.
Liv zastanawiało, jak to możliwe, że był taki opanowany, przecież zawsze to on pierwszy zrzędził i wszystkim pokazywał, jaki jest niezadowolony. Tym razem było inaczej – dziewczyna nie wyczuwała w jego głosie irytacji, a jedynie nacisk, który powodował, że nikt nie miał ochoty się mu sprzeciwiać.
Levi chciał załatwić tę sprawę szybko, choć wiedział, że bez krzyków i awantury się nie obejdzie, nieważne, jak bardzo się o to postara. Przeczesał włosy palcami, zastanawiając się, od czego tak naprawdę powinien zacząć. Loretta tu nie przyjdzie, jeżeli powie jej, o co chodzi – szybciej dałaby się oskalpować, niż z własnej woli pokazała się swojemu rodzeństwu... Jego wzrok spoczął na gotującej się tapioce. W ten sposób na pewno ją wywabi.
– Twoja tapioka wykipiała! – zawołał w stronę swojego pokoju, a wszyscy oprócz Olivera spojrzeli na niego, jakby oszalał.
– O nie! – dało się słyszeć damski głos z jednego z pomieszczeń. – Wiedziałam, że każesz mi je nakarmić tylko po to, żeby zabić moją tapiokę! Poza tym, chyba z Pixi nie jest już najlepiej.
Młoda dziewczyna wparowała do salonu, trzymając na ręce niewielkiego, czarno-białego szczura o troszkę wyliniałym futerku. Ubrana była w czarne legginsy i za dużą męską, szarą koszulkę. Liv była wręcz pewna, że należała do Leviego, ponieważ nieraz widziała ją u niego w zeszłe wakacje.
– Loretta?! – zawołała Gloria, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. – Co ty tutaj robisz?!
– Świnia! – krzyknęła dziewczyna, rzucając Leviemu spojrzenie bardziej zrezygnowane, niż wściekłe. – Okłamałeś mnie, moja tapioka się dopiero gotuje!
Gloria i Olivia zrobiły wielkie oczy. Dziewczyna stojąca przed nimi tak po prostu ich zignorowała, tak jakby widywała ich codziennie, a powód ich przybycia był dla niej tak samo ważny, jak śnieg padający w Kanadzie. Holly była blada jak ściana, nie mogąc uwierzyć, co się tam działo. Wszystko to było dla niej chore, pozbawione sensu i przerażające. Żałowała, że postanowiła podsłuchiwać te dwie kujonice.
Gilbert wyglądał na niewzruszonego. Jedynie przewrócił oczami, słysząc ignorancję swojej młodszej siostry. Nie spodziewał się innej reakcji z jej strony, zawsze była wyszczekana i nie lubiła okazywać swoich obaw.
– Nie ignoruj mnie! – krzyknęła Gloria. Była wściekła – nie widziały się tyle lat, a ona tak po prostu udawała, że jej tu nie ma!
– Dobra, co oni tu robią? – zapytała zirytowana, wskazując na znajdującą się przed nią grupę nastolatków.
– Czas wszystko wyjaśnić, więc siadaj i nie pajacuj – rozkazał Levi , rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale wykonała jego polecenie, wiedząc, że niezależnie od tego, co zrobi, i tak nie ucieknie od tej rozmowy, nieważne, jak bardzo by się starała.
– Może mi ktoś to wszystko wyjaśnić? – zawołała Gloria z nieskrywaną paniką w głosie.
– O Jezu, mieszkam tu, wielkie mi halo – warknęła jej siostra, głaszcząc trzymane przez nią zwierzątko.
Levi był pewny, że za niecałą minutę wyjdzie z siebie i stanie obok. Ta dziewczyna była zbiorem tak wielu sprzeczności, że mało kto byłby w stanie z nią wytrzymać. Z jednej strony była wyjątkowo dojrzała, stanowiąc autorytet dla wielu rebeliantów, a z drugie jej dzisiejsze zachowanie sprawiało wrażenie, jakby jej umysł zatrzymał się w wieku ośmiu lat.
– Levi, wyjaśnij mi to! – krzyknęła nastolatka. – Powiedz, że to nieprawda, że znalazłeś ją, próbowałeś odszukać, ale powiedz, że to nie jest prawda!
– To prawda – odparł bez chwili namysłu.
Gloria poczuła się, jakby spadała w przepaść. Jej siostra była tak blisko, a zarazem tak daleko, w domu osoby, którą znała, ufała i kochała. Czuła, jak jej serce rozpada się na kawałki.
– Dlaczego? – wydusiła, starając się powstrzymać napływające do jej oczu łzy. – Dlaczego to zrobiłaś?
– Jeszcze się pytasz – mruknęła, rzucając jej spojrzenie mrożące krew w żyłach.
Olivię zmroziło. Oczywiście Loretta mogła być wściekła na siostrę, ale to chyba nie był powód, aby traktować ją w ten sposób – była podła. Właściwie to powinna myśleć, że to Levi był podły, w końcu ukrywał ją przez tyle lat, ale jak widać nie było to żadnym przymusem.
– Przestań zachowywać się jak rozwydrzona księżniczka – fuknął na nią Gilbert. – Przecież rodzice nie chcieli dla ciebie źle, robili to dla twojego dobra i bezpieczeństwa.
– Obrońca uciśnionych się znalazł, lepiej pilnuj Holly, żeby ci większe rogi nie urosły – odparowała.
– Zastanawiam się, czy to ty nauczyłaś się być od Leviego taka wredna, czy odwrotnie – wtrącił się Oliver.
– Czy zamiast się spierać, możemy od początku wyjaśnić sytuację i dowiedzieć się, po co wszyscy tu jesteśmy? – Olivia postanowiła przerwać te słowne przepychanki; głowa bolała ją od tego całego zamieszania, chciała, aby ktoś rozjaśnił jej sytuację.
– Pod naszym osiedlem wybudowany jest podziemny kompleks, który powstał jeszcze za czasów wielkiej wojny – zaczął Levi. – Wszystkie jego wejścia są zasypane.
– Co to ma do rzeczy, do cholery?! – krzyknęła Holly, cicho pociągając nosem; chciała już udać się do domu i schować się pod swoim puchatym kocem, nie myśląc o poczuciu winy.
– Moi rodzice postanowili to wykorzystać i założyli tu siedzibę rebeliantów – dokończył.
Wszyscy zamilkli. Olivia wbiła wzrok w jakiś nieokreślony punkt znajdujący się przed nią. Rebelia tuż pod jej domem – to chyba jeszcze bardziej szalone, niż nieistniejąca siostra bliźniaczka jej przyjaciółki. Jej uczucia były mieszane – z jednej strony odczuwała strach przed nieznanym, ale z drugiej była coraz bardziej podekscytowana. Rewolucja może prowadzić do wojny, co było przerażającą wizją, ale to mogło sprawić, że ludzie znowu będą wolni, będą mogli sami decydować o swoim życiu, nikt nie ginąłby niewinnie.
Gloria miała odmienne zdanie na ten temat. Chciała być wolna, ale możliwość sprzeciwienia się władzy była dla niej tak straszna i paraliżująca, że wolałaby o tym wszystkim nie wiedzieć, aby nie czuła się odpowiedzialna za działanie rewolucjonistów.
Holly była równie przerażona, co Gloria. System nie był idealny, ale w pewien sposób podobał się jej. Nie musiała podejmować ważnych decyzji: jako zawód wybrano dla niej bycie dziennikarką, może nie była to jej wymarzona praca, ale tak naprawdę nie potrafiła utożsamić się z żadnym zajęciem. System zapewniał jej to, że nigdy nie będzie samotna, zawsze ktoś będzie przy niej, przynajmniej ciałem, później mogłaby mieć dziecko, które kochałoby ją bezwarunkowo, tak jak ona kochała swoją matkę pracoholiczkę, która od własnej córki wolała tabelki w papierach z księgowości.
Jedynie Gilbert i Oliver nie byli zaskoczeni tą nowiną. Oliver dowiedział się o wszystkim już jakiś czas temu, ale dlaczego jego przyjaciel był spokojny, stanowiło dla niego zagadkę. Nikt poza nim się tym nie zainteresował, ponieważ myśli innych krążyły w całkiem odmiennym kierunku.
Levi był niespokojny. Milczenie to najgorsze co mogło się przydarzyć: nie wiadomo co dana osoba myśli. Doskonale znał zdanie Gilberta i Olivera, z obydwoma przecież rozmawiał na ten temat, nie wiedział jednak, co z żeńską częścią grupy.
– Właściwie co my mamy z tym wspólnego? – zapytała Liv, przerywając ciszę.
– Żeby obalić władzę, musi wypełnić się przepowiednia, wypowiedziana przez pierwszą królową – tłumaczył Levi, nerwowo krążąc po pokoju. – Założyliśmy, że bliźniętami z przepowiedni są Loretta i Gloria.
– Ja? – zdziwiła się nastolatka, spoglądając to na Lorettę, to na Leviego z przerażeniem. – Nawet nie ma takiej mowy, nie chcę brać w tym udziału, to jest niebezpieczne!
– Nie martw się, poradzę sobie bez twojej pomocy – rzuciła dumnie jej siostra, a Liv przeszło przez myśl, że pierwszy raz spotyka osobę o gorszym charakterze, niż Levi.
– Poza tym potrzebujemy ludzi do walki – dokończył chłopak, ignorując bliźniaczki.
– W takim razie wchodzę w to – odparła pewnie Liv.
Dziewczyna wiedziała, że tak nagle podjęta decyzja jest lekkomyślna, przecież mogła prowadzić spokojne życie, wierząc, że uda jej się pokochać Leviego, jednak iskra nadziei w jej sercu sprawiła, że była gotowa postawić wszystko na jedną kartę. Loretta uśmiechnęła się chytrze na jej słowa. Nie wiedziała, że to właśnie ona będzie tak zdecydowana.
– Liv, co ty mówisz?! – zawołała przerażona Gloria. – Nie możesz, a co jeżeli to wszystko się nie uda, jeżeli wszystkich nas zabiją za spiskowanie, przecież wiesz, ilu w ostatnim czasie rewolucjonistów osądzono?!
– Chcę być wolna! Chcę, żeby moja rodzina, moje przyszłe dzieci, przyjaciele byli wolni, nie chcę, żeby kobiety zachodzące w ciążę obawiały się najgorszego, mimo że powinien być to najszczęśliwszy okres w ich życiu!
– Ja nie mam zamiaru brać w tym udziału – warknęła Holly, zarzucając swoimi długimi blond włosami – a teraz wybaczcie, ale idę do domu, mam dość tej zbiorowej głupoty.
Dziewczyna chwyciła torebkę i skierowała swoje kroki w stronę drzwi, jednak nim położyła rękę na klamce, została gwałtownie pociągnięta za włosy, a następnie powalona na ziemię. Poczuła przeszywającą ból głowy i zrobiło jej się ciemno przed oczami, gdy jej czaszka z impetem uderzyła o podłogę. Usłyszała pisk dziewczyn i cichy dźwięk przeładowywania pistoletu. Silna dłoń chwyciła ją za szyję na wypadek, gdyby miała zamiar się ruszyć. Powinna przewidzieć, że Levi nie pozwoli jej wyjść, nie myślała jednak, że zrobi to w tak brutalny sposób.
– Co ty robisz?! – dało się słyszeć oburzony głos Gilberta.
– Nie masz zamiaru jej pomóc? – zapytał Oliver.
– Nie – odparł spokojnie Levi – ale jeżeli masz odwagę zabrać jej pistolet, to śmiało.
– Dołączysz do nas, albo cię zabiję. – Lodowaty głos Loretty dotarł do uszu Holly. Jej dłoń powoli zaciskała się na jej krtani, odcinając dopływ tlenu. – Nie mamy pewności, że nikomu nic nie zdradzisz.
– Nie powiem ani słowa – wydusiła, próbując złapać oddech – przysięgam.
– Jakoś ci nie wierzę. – Holly poczuła, jak dziewczyna przykłada jej lufę do czoła, gotowa nacisnąć spust w każdej chwili.
– Levi, zrób coś! – krzyknęła spanikowana Liv. Może i nie lubiła Holly, ale zdecydowanie nie życzyła jej śmierci, zwłaszcza że na nią nie zasłużyła.
– Puść ją! – ostry głos Aleca Gallaghera rozniósł się po pomieszczeniu.
Mężczyzna stał w drzwiach, mierząc ich wszystkim surowym spojrzeniem. Loretta posłuchała go bez większych zastrzeżeń, choć wyraźnie nie była z tego zadowolona. Zabezpieczyła broń i schowała ją za opaską uciskową na brzuchu, która pod bluzką była niewidoczna. Levi zacisnął usta w wąską kreskę. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i mimo że to Loretta prawie zabiła Holly, to on dostanie za to reprymendę, nie ona. Wujek ufał mu o wiele bardziej, przez co zazwyczaj obarczał go winą za wyskoki młodej rebeliantki, ponieważ uważał, że jako jeden z generałów powinien panować nad swoimi podwładnymi. Levi nie miał ochoty tłumaczyć mu, że nad Lottą nie da się zapanować, ponieważ dziewczyna nie słuchała nikogo oprócz Aleca Gallaghera, którego decyzje uznawała za słuszne. Nic dziwnego, w końcu to on miał największe doświadczenie militarne –
Mimo że w tych czasach nie występowały wojny, zdarzały się bunty w Afryce i Australii. Młodzi mężczyźni zgłaszali się na ochotnika i wybierali się na obcy kontynent, aby stłumić zamieszki. Wujek Leviego okazał się świetnym taktykiem, dzięki czemu szybko awansował na dowódcę kampanii, która pod jego wodzą odniosła wiele zwycięstw.
Tym razem Levi nie czuł się winny. Był gotowy poświęcić życie Holly, gdyby ta postanowiła od nich odejść, w końcu nie miał pewności, że nie zdradzi ich położenia. Władze prawdopodobnie, zamiast szukać wejścia zbombardowałyby okolice, co doprowadziłoby do śmierci wielu niewinnych ludzi.
Mężczyzna pomógł wstać zszokowanej Holly, która leżała skulona na podłodze, walcząc z atakiem kaszlu. Dziewczyna była przerażona, ten dzień należał do najgorszych w jej życiu – nie dość, że wszyscy jej nienawidzili, to jeszcze omal nie została zastrzelona. Chciała, żeby to był koszmar, z którego wkrótce się obudzi, niestety nic na to nie wskazywało. Zajęła miejsce koło Gilberta, podchodząc do kanapy na drżących nogach. Chłopak pogładziła ją po plecach w geście otuchy, lecz ona natychmiast strąciła jego rękę. Nie mogła patrzeć, jak Gilbert wciąż pozostaje jej wierny i stara się ją wspierać nawet po tym, co mu zrobiła. Z drugiej strony była na niego wściekła – skoro jest po jej stronie to dlaczego jej nie pomógł?
– Mogę wiedzieć co tu się do jasnej cholery dzieje?! – zagrzmiał wujek Alec, łypiąc na nich groźnie.
Alec był przystojnym mężczyzną w średnim wieku z ciemnobrązowymi włosami z widocznymi już zakolami i przenikliwymi wąskimi oczami o wyjątkowo ciemnych tęczówkach, które były prawie nie do odróżnienia od źrenic. Ubrany był w elegancki popielaty garnitur oraz białą koszulę, której dwa górne guziki były rozpięte.
– Nic – Levi i Loretta odpowiedzieli prawie równocześnie.
– Levi — mężczyzna skarcił swojego bratanka spojrzeniem – chcę natychmiast wiedzieć, o co tu chodzi.
– Chciałem ich we wszystko wtajemniczyć – zaczął tłumaczyć, zastanawiając się, jak odpowiednio dobrać słowa, aby jego wujek nie wybuchnął.
– Grożąc im?! – oburzył się mężczyzna.
– Sprawa wymknęła się trochę spod kontroli.
– Trochę?! – krzyknęła Holly. – Prawie zginęłam!
– Nie zrobilibyśmy ci krzywdy – odparł. – Chcieliśmy cię przestraszyć. Jest ryzyko, że nas wydasz, jeżeli nie pozwolisz sobie wszystkiego wytłumaczyć.
Loretta zakaszlała, starając się ukryć śmiech. Levi kłamał jak z nut, byle tylko uspokoić Aleca. Obydwoje nie mieli zamiaru z nim zadzierać i oszukiwanie go było na porządku dziennym. Chodziło oczywiście o niewielkie kłamstewka, które miały postawić ich w lepszym świetle. Żadne z nich nie chciało utracić pełnionej funkcji wśród rebeliantów, którą Alec mógł im odebrać w każdej chwili jako główny generał.
– Kazałem wam z tym zaczekać – powiedział mężczyzna, spoglądając na dwójkę swoich podopiecznych. – Usiądźmy na spokojnie i porozmawiajmy bez żadnych nerwów, nikomu nie stanie się krzywda niezależnie od tego, jaką podejmie decyzję.
Levi i Loretta wymienili zaniepokojone spojrzenia. Czyżby Alec oszalał?

* Bubble Tea - napój herbaciany z perełkami tapioki na dnie, najczęściej z dodatkiem mleka
**Latający cyrk Monty Pythona – komediowy serial telewizyjny tworzony przez grupę brytyjskich komików, Monty Python.
*** Fragment piosenki Christiny Aguilery Geni in a Bottle

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia